Niech będzie nowy wpis, chociaż nic specjalnego się nie dzieje.
Rano wstaję, idę do pracy, wracam, coś tam oglądam, a raczej przesypiam kolejny
odcinek „Klanu”, coś gram na kompie i idę spać.
Dzień jak codzień.
Dzisiaj tygpdnica mojego „wypadku” z nogą.
Omalże wczoraj nie było powtórki z rozrywki – przed autobus, którym jechałam
gwałtownie wjechała jakaś osobówka, mój autobus w ostatniej sekundzie gwałtownie się
zatrzymał, a ja poleciałam na przód.Co prawda siedziałam, ale i tak tymi biednymi
kolanami walnęłam z całej siły w siedzenia przedemną, zabolało, aż głośno zaklęłam
Ale wstyd.Ale cóż ,jak zaboli to i gęba nie panuje nad tym, co wypuszcza.
Ale nie było to żadne bardzo ( chyba} soczyste przekleństwo, do którego i tak
ludzie się przyzwyczaili ( przerywniki na kur są normalnością w autobusach).
Okazuje się, że siedzenie w autobusie, które bardzo lubię, czyli pojedyncze „do przodu”,
na przeciwko którego jest podwójne siedzenie, nie jest całkiem bezpieczne, leci
się na nie na kolana, stopy oraz na łeb i szyję w razie gwałtowniejszych hamowań.
Muszę to wziąść pod rozwagę.
Podróze może i kształcą, ale nawet te po mieście okazuje się nie są całkiem bezpieczne.
Widać nademną wisi jakieś fatum podróżnicze 🙂