Dzisiaj mija 53 rocznica śmierci mojej Mamusi.
Miałam wtedy 10 lat i pewnie mniej pamiętam z tego, co naprawdę się wtedy działo, więcej może z opowiadań, ale jednak były momenty, które na zawsze w mojej głowie pozostały, do których moja pamięć wraca.
Pamiętam, jak Tata siedział przy umierającej Mamie, trzymał jej rękę i cichutko śpiewał :żabka zielona raz dwa trzy, on i ona raz dwa trzy, przytuleni, raz dwa trzy, onieśmieleni raz dwa trzy. Mama była już nieprzytomna, ale pewne gdzieś w Jej podświadomości słowa tej piosenki błądziły po zamierającym już mózgu.
Żabka zielona, Mamusiu Kochana, pamiętam o Tobie.
Szczególnie o godz 19.10, gdy Twoje serce przestało już bić, a ja siedziałam zatrwożona obok Twojego łóżka i chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co się dzieje. Bo trudno 10 letniemu dziecku zrozumieć czym jest śmierć, że to już jest koniec i potem pozostaje tylko nieustająca tęsknota na całe życie.
Bo nie ma większej tragedii dla dziecka, niż strata MAMY. Zostają wtedy nagle okaleczone wszystkie ludzkie uczucia, na zawsze.
I zawsze potem już zazdrościłam tym, którzy mogli zwrócić się do najbliższej osoby ze słowem na ustach – MAMO.
I nigdy nie mogłam zrozumieć tych, którzy pomstowali na swoją mamę – MAMA było dla mnie zawsze SŁOWEM – SKARBEM.
WIECZNE ODPOCZYWANIE RACZ DAĆ JEJ PANIE, A ŚWIATŁOŚĆ WIEKUISTA NIECHAJ JEJ ŚWIECI NA WIEKI WIEKÓW. AMEN.