dmuchawce, latawce, wiatr…..

….daleko z betonu świat….

No nie aż tak bardzo daleko, bo tuż za parkiem z jednej strony są bardzo ruchliwe Aleje Trzech Wieszczy, a z drugiej nie mniej ruchliwa ulica Czarnowiejska, ale w środku, pomiędzy nimi…. rozpościera się cudowny Park Krakowski.
I mimo, że deszczyk nieco wczoraj pokropił z wielką radością Park odwiedziłam.
Ławeczki były mokre, trawka też, co wcale nie przeszkadzało pieskom na wesołe harce na polanie. Ach ile tam było radości i psiego szczeku na tej polance.
Był nawet malutki buldożek francuski, bardzo do Loli podobny, ale niestety to nie była Lola. Szkoda.
Trochę się zainteresowałam okropnie wrzeszczącą na drzewie wroną, narobiła wielkiego rabanu, jakby alarm ogłaszała. A przyczyna tego była bardzo prozaiczna, widocznie wrona dojrzała kota, który na smyczy był wyprowadzany w parku. Kot kroczył z bardzo dostojną miną i na wronę nawet nie zwrócił uwagi, ale widać ptaszysko było bardzo zaniepokojone kocią obecnością. W końcu para z kotem na smyczy oddaliła się z polanki, a uspokojona już wrona też spokojnie odleciała.
Co prawda lekki i niezbyt ciepły wiaterek nieco przeszkadzał, ale i tak spędziłam miły czas w Parku no i zdążyłam tam zrobić parę fotek, dokumentujących fakt, że jednak wiosna zamieszkała w Parku Krakowskim na dobre.

Zamieszczę teraz taką ciekawostkę , skąd się wzięła nazwa ulicy Czarnowiejska, bo jak wiemy, kiedyś te okolice były jeszcze podkrakowskimi wsiami.

Nazwa ulicy wywodzi się od  Czarnej Wsi , która leżała na zachód od miasta. Pierwszy zapis o niej pochodzi z 1326 roku. Zachowało się też wiele dokumentów mówiących o Czarnych Ogrodach: stąd pochodziły najlepsze warzywa, sprzedawane na  krakowskim Rynku , uprawiano tu nawet tytoń . Od  1673 roku Czarna Wieś stała się częścią przedmieścia Garbary. W dokumentach zanotowano, iż w  1869 roku Czarna Wieś razem ze swoim przysiółkiem Kawiory liczyła 490 mieszkańców i 39 domów. Czarna Wieś została włączona do Krakowa w 1910 roku.
Wiele zaszłości z tamtych czasów jeszcze w zasobie Krakowa pozostały, chociażby prócz nazwy ulicy Czarnowiejskiej, mamy w tej dzielnicy znany klub Sportowy Garbarnia, którego nazwa powiązana jest z okolicą, w której ten Klub urzęduje, jeszcze można spotkać się z nazwa ulicy Kawiory, a jeszcze całkiem nie dawno w okolicy ul Czarnowiejskiej na tzw Dolnych Młynach działały Zakłady Tytoniowe , które potem zostały przeniesione na obrzeża miasta, a okolica dawnej Fabryki została wykorzystana jako Zagłębie Kawiarniane, z tym, że i ono teraz niestety nowy deweloper będzie przekształcał ten teren w bardziej „cywilizowaną” inwestycję, najprawdopodobniej powstanie tam hotel, może jakieś bloki, ale jest obietnica, że Dolne Młyny nie pozbędą się działalności gastronomicznej, ale będzie ona traktowana inaczej niż dotąd, nie będzie tej wspaniałej ale nieco dzikiej imprezowni, w której tak wiele Krakowian chętnie brało udział.
Bo jednak te małe ogródki kawiarniane z zapalonymi wieczorami lampionami budziły powszechną radość, za całkiem przyzwoitą niewielką sumę można było tam napić się dobrej kawy, czy piwka, można było też coś przekąsić. Ot tak trochę mogłoby się to kojarzyć z paryskim Montmartre, na którym małe, zaciszne kawiarenki przyciągają nie tylko artystów, ale i ludzi, którzy chcą odetchnąć trochę od kłopotów dnia w miłej i wesołej atmosferze.
Więc nieco obawiam się, czy nasi rodzimi deweloperzy nie popadną w biznesowy interes i nie zatracą tego, co można by w środku Krakowa coś ciekawego utworzyć.
Przykładem mógłby być dzielnica stary Kazimierz, gdzie z praktycznie już zapyziałe, zapomnianej dzielnicy utworzono centrum krakowskiej kultury, gdzie bywalcami są nie tylko zwyczajni Krakowianie, ale i również tradycja starej żydowskiej kultury na nowo w pełni odzywa.
Kraków zdecydowanie zasługuje na takie ciekaw, pełne radości i relaksu miejsca, mam nadzieję, że jednak władze Krakowa poskromią ewentualne złe zakusy deweloperów, chcących zagospodarować każdy zakątek miasta nowymi inwestycjami przynoszącymi im spory zarobek.

KRAKÓW DLA KRAKOWIAN, A NIE DLA DEWELOPERÓW!!!!!!

Pewnie ciekawi jesteście, jak wyglądała moja dzisiejsza tele wizyta, o której wczoraj wspominałam.
Otóż pięć minut przed zapowiedzianą wizytą dostałam przypominającego SMS-a, rzeczywiście parę minut po ósmej telefon z tego Centrum do mnie zadzwonił, jednakże do rozmowy nie doszło, bo po kilku halo halo z ich strony rozmowa została przerwana.
Potem czekałam jeszcze dłuższą chwilę, z nadzieją, że ktoś to przerwane połączenie odnowi, niestety, nadzieja jest zdecydowanie matką głupich, do ponownej rozmowy już nie doszło, po prostu spuścili mnie po brzytwie.
Właściwie nie mam co się martwić, bo jednak nie widziałam żadnych szans na odpowiednie leczenie w tej tak bardzo ode mnie oddalonej przychodni.
Musze sobie radzić sama, więc tak będę robić.
Już jestem umówiona z Ksawrem, który obiecał, że 8 czerwca wraz ze mną pojedzie do Szpitala, gdzie będę miała wykonywaną gastroskopię, zawsze będzie mi raźniej, gdy będę wiedziała, że ktoś nade mną czuwa i gdyby cokolwiek mi się stało, będzie koło mnie i zapewni mi ewentualną pomoc.

Dzisiaj wstał znów kolejny, słoneczny, ale bardzo chłodny dzionek.
I znów narzekam, że mi jest zimno, przewietrzyłam mieszkanie, ale szybko okna pozamykałam, bo nie mogę sobie pozwolić na zmarznięcie, bo od razu wszystkie moje kostki się odzywają.
Tak więc pewnie i ewentualny spacer też muszę dzisiaj odłożyć na cieplejsza porę.
Co jak co, ale nienawidzę marznąć.
A tak w ogóle mam pytanie : będzie jeszcze kiedykolwiek ciepło, chociażby na tyle, żebym nie musiała narzekać???????
A wszystko to przez ten pesel, to on zdecydowanie lubi ciepełko.

Miłego czwartku


Reklama