Jeżeli ktos ma brzydkie skojarzenie z moim tytułem dzisiejszego postu, jest
w wielkim błędzie.
Nic zdrożnego na myśli nie miałam, Broń Boże.
To skutek przesiadywania na mojej ukochanej ławeczce idąc do pracy.
Ławeczka ostatnimi czasy była mokrawa, a ja posadziłam tam, co prawda
tylko malutkim kawałeczkiem,ale jednak, swoją pupę i….. coś mnie postrzyknęło.
Ból od kręgosłupa ciągnie do prawego biodra i aż do stopy.
Żadna pozycja,w której chwile dłużej pozostaję jest niewygodna, nawet, a tym
bardziej, pozycja horyzontalna, stąd w nocy muszę się budzić i zmieniać pozycję,a jest
to nieco denerwujące.
Zreszta podobnie bywa i podczas dnia, ale…. jak weszło to i kiedyś wyjdzie,
przynajmniej taką mam nadzieję, a te trochę bólu jakos dzielnie przyjdzie mi znieśc,
bo innego wyjścia i tak nie mam.
Jutro i tak do pracy iść muszę, wiec nie mam co za bardzo nad soba się roztkliwiać.
Zmieniłam tylko plany co do dzisiejszego dnia ( odwiedziny Ważnej Osoby) i pozostanę w
cieple domowego łóżeczka.
Wiem, że bardzo Waznej Osobie bardzo się naraziłam, ale cóż, naprawdę nie mam
dzisiaj ani siły ani cierpliwosci dla gościa.
A teraz już kończę wpis i idę zmienić pozycję , czyli się nieco położyć na moment.
Dobrze, że dzisiaj niedziela…….