A jednak mój pobyt w Modlnicy przedłużył się o jeden dzień.
Wczoraj rano podjechaliśmy tylko na moment pod mój dom i dziewczynki zaniosły moje
bagaże do domu i pojechałam dalej, prosto do pracy.
Tak więc po wielkiej gościnności mojej Magdusi wróciłam do domu po 6 dniach
do własnego domku dopiero późno wieczorową porą.
Hurra, nie ma to jak na własnych śmieciach: własny pokój, własne łożeczko,
duży komputer no i własny telewizor z możliwością oglądania tego, na co akurat
mam ochotę, bez konieczności dzielenia się i konieczności oglądania głośnych
bajek, czy piskliwej Hany Montany.
Nie zrozumcie mnie źle, Magdy dom jest dla mnie bardzo gościnny, ale zawsze
są pewne mankamenty, gdy nie jest się u siebie, chyba każdy to rozumie?
Noc, choć spędzona na własnym łóżeczku niestety była nieco koszmarna,
męczyły mnie kurcze łydek ( a już dawno tej przypadłości nie miałam), musiałam
kilkakrotnie się budzić i nawet , zmuszona bólem wstawać i masować i gimnastykować
nogi.
A tu dzisiaj normalny dzień pracy, zmiana dopołudniowa, wstawać wcześnie i tak
należało, więc niewyspana z lekka jestem, podratowana nieco kawą i porcją
potasowych tabletek, mimo, że łydki nieco obolałe są nadal.
Trudno, coś boleć w stosownym wieku przecież musi, więc już nie narzekam więcej,
tylko do pracy gnam i już!!
Cześć .