co chcę dostać pod choinkę????

Gdy byłam dzieckiem zawsze z biciem serca czekałam na Boże Narodzenie, na choinkę, na prezenty, na ten wspaniały rodzinny czas kolędowania z Rodzicami, Rodzeństwem, z Babciami, ciociami i Wujkami.
Zawsze było u nas gwarno i wesoło, a rodzinne ciepełko rozchodziło się wraz z blaskiem świeczek rozmieszczonych na choince i gwiazdkami spadającymi ze sztucznych ogni.
Oczywiście czas przygotowań do Wigilii i do świąt rozpoczynał się już na kilka dni wcześniej, wtedy pachniało w domu świeżo wypastowanymi podłogami, pachnącymi makownikami i sernikami i zapachami dobiegających z kuchni gotowanych potraw.
Oczywiście w wannie przez kilka dni pływał sobie karp, a rodzice pilnowali, żeby żadne niesforne dziecko nie wrzuciło przez przypadek do wanny z karpiami kawałka mydła, które działało zabójczo na jej lokatora.
Choinkę ubierało się u nas w domu dzień przed Wigilią, a raczej późnym przed wigilijnym wieczorem, tak więc, gdy rano w Wigilię się budziłam, w salonie stała olbrzymia, wspaniałe kolorowa choinka, a pod nią przygotowane było spore miejsce na prezenty.
No własnie, prezenty. Moja Siostra miała taki zwyczaj myszkowania po zakamarkach mieszkania i sprytnie wyszukiwała miejsca, w których rodzice ukrywali przed nami zakupione prezenty, niestety potem zawsze mnie informowała o tym, jaki prezent czeka i na mnie, tak więc tajemnica prezentów nie do końca była zachowana.
Ale to już wszystko było, czyli jak to Czesi mówią: „to się już nie wratli”
Teraz święta coraz bardziej się minimalizują, co w obecnych czasach z powodu nie tylko pieniężnych, ale i z powodu ograniczeń epidemiologicznych coraz bardziej są zaostrzane – wiadomo, dawniej rodzina Wigilia była szumna, liczna i wesoła, przychodziło do nas sporo Członków bliższej i dalszej Rodziny, dzisiaj z powodów zagrożeń trzeba te liczbę ograniczać, Znam domy, gdzie będzie tylko dwoje osób, a reszta, czyli własne dzieci jun nie przyjdą na wspólną wigilijną, czy świąteczną ucztę, a i znam osoby, które też i samotnie ten wieczór wigilijny będą spędzać. Smutnie, ale bezpiecznie.
Sama zastanawiam się, czy ryzykować, czy jednak samotnie usmażyć rybkę, ugotować uszka z grzybkami i podgrzać barszcz z kartonu. W sumie może to inny klimat, niż zawsze, ale, człowiek musi jednak dostosowywać się do panujących warunków, aby jeszcze potem jeszcze te kilka lat dłużej sobie pożyć.

I znów zrobiło się popołudnie, dzisiaj tak jakoś na raty pisałam ten mój blog.
Wczoraj miałam raczej „kiepski ” dzień, bo popsuły mi się oba moje elektrony.
Ale na szczęście już mam naprawiony przynajmniej jeden elektroniczny papieros, bo okazało się, że to obydwie grzałki w obu moich papierosach siadły na raz i nagle poczułam się jak dziecko, które pozbawione zostało swojego smoczka, byłam podobnie jak dziecko zawiedziona
Jednak dzisiaj dzięki interwencji wspaniałego pana Marcina z „mojego” punktu . w którym zaopatruję się w mojego elektrona, dzisiaj nie muszę już podpalać tego normalnego „śmierdziucha” czyli typowego papierosa, który gdzieś na wszelki wypadek, awaryjnie miałam zamelinowany. Jednak normalny papieros mi nie smakuje, a do tego okropnie cuchnie i mimo, że paliłam go przy otwartym balkonie, musiałam długo potem kuchnię wietrzyć.
Ale są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie, którzy w awaryjnych przypadkach seniorce pomogą i chwała im za to.
Więc najpierw czekałam na tego mojego papierosa, potem oczywiście oglądałam Kawę na ławę i Lożę prasową, a przedpołudnie jakoś szybciutko zleciało, a tu blog jeszcze nie napisany.
Więc gdy już zabrałam się za dokańczanie pisania blogu, zatelefonowała do mnie koleżanka, z którą prawie półtora godziny wspominałyśmy nasze młodzieńcze lata, a czas nadal sobie nieubłaganie płynął

No dobra, a co z tymi prezentami pod choinką.
Kiedyś było ich sporo, cała masa pięknie zapakowanych kolorowych paczuszek, które oczywiście przynosił nam w wigilijny wieczór Aniołek, czekała na rozpakowanie.
Pamiętam, że zawsze wigilijna wieczerza wydawała mi się koszmarnie długim wyczekiwaniem na ten moment, gdy wreszcie będzie można te prezenty rozpakować, a tu wszyscy jedli i jedli, potem zapalali świeczki i kolędowali i na końcu dopiero wreszcie nadchodził ten tajemniczy, a jakże radosny czas rozdawania paczek. Ale było zawsze wtedy sporo okrzyków radości i śmiechu.
Dzisiaj nie czekam już na prezenty, chociaż na pewno jakąś paczkę pod choinką odnajdę, o ile oczywiście zdecyduje się na spędzenie Wigilii w rodzinnym gronie.
Ale tak po cichu powiem wam, że czekam głównie na jeden prezent, który jak na razie jest nie do osiągnięcia w najbliższym czasie.
Tym upragnionym przeze mnie prezentem byłaby wiadomość o upadku tego rządu i co za tym idzie całkowitą polityczna zmianę naszego kraju. Ale marne są raczej widoki przynajmniej teraz, na spełnienie takiego marzenia.
Mam takie właśnie w tym roku marzenie, no i oczywiście też, żeby wszyscy moi najbliżsi w Rodzinie i w kręgu Przyjaciół byli zdrowi, uniezależnieni od tego wrogiego COVIDU.
To są moje marzenia na świąteczne prezenty, chociaż….. jakaś mała paczuszka z małym prezentem też by się może i przydała?
Już wiem, myślałam o nowym materacu do mojego tapczanu, ale wystarczy mi kupon Lotto z wygraną w odpowiedniej kwocie, za który taki materac bym sama sobie mogła kupić.
To może za dużo żądam?
No dobrze, no to niech wszyscy chociaż zdrowo ten okres świąteczny i poświąteczny spędzą
A na to moje życzenie o materacu, czy o upadku rządu jeszcze sobie najwyżej troszkę poczekam.

Spokojnego niedzielnego popołudnia.

Reklama