Park Krakowski i ja

Piękny jest ten Park Krakowski. W tej chwili tonie w pięknej, żywej zieleni i i w tęczowych kolorach różnorakich kwiatów.
A wczoraj zachwycił mnie ten piękny krzew , bogato obsypany białym kwieciem – był niczym Panna Młoda, ubrana do ślubu w swoją cudną białą suknię. Stałam przed nim dłuższą chwilkę i podziwiałam jego piękno, a oczywiście nie mogłam się opanować, by go nie sfotografować i w moim blogu umieścić.
Pytałam wczoraj panią Kasię, z którą oczywiście po Parku spacerowałam, co nowego w „Kwitnącej” słychać. Jednak nadal często o tej Klinice myślę i zastanawiam się, co jej kuracjusze teraz porabiają.
Okazało się, ze pogoda pozwala spacerować już po alejkach ( za „moich czasów” z powodu nienajlepszej pogody było to niemożliwe), wieleu pacjentów pod kuratelą fizykoterapeutów tam właśnie swoje spacerki uskuteczniają, podonie zresztą, jak ja spaceruję z panią Kasią, z tym, że oni mają codzienny dostęp do takich spacerków, ja niestety tylko 2 razy w tygodniu mam ochronę Pani Kasi, a jednak sama wciaż boję się iść do Parku, bo idąc samotnie nie mam jeszcze tego poczucia bezpieczeństwa.
A pacjenci, którzy chodzić nie mogą czasami są alejkami wożeni po otaczającym budynek Parku, ale również na tarasie rozłożone są duże parasole ochraniające przed słońcem (wiadomo, dla starszych osób dłuższe przebywanie w pełnym słońcu jest niewskazane), a Panie Dorotka i Natalka siedzą z pacjentami na tarasie i tam prowadzą swoje zajęcia. Okolica Kwitnącej jest naprawdę bardzo piękna, też tonie w zieleni i w kwiatkach, za to napewno odznacza się o wiele lepszym, zdrowym powietrzem, niż jest np. w Parku Krakowskim, można pełnymi płucami oddychać i świeżego powietrza do organizmu nawpuszczać, nie ma tego krakowskiego smogu i szkodliwych oparów, wydzielanych przez samochody, a przecież Park otaczają Aleje i bardzo ruchliwa ul Czarnowiejska.
Jednak mimo wszystko cieszę się z pobytu w domu, chociaż wciąż niektóre domowe czynności są jeszcze ograniczone, a już nie wspomnę, że najbardziej raduje mnie mój ukochany Park i czekam, aż wreszcie na tyle nabiorę odwagi, by samotnie pokonać schody (wczoraj miałam malutki incydent, po prostu na nich, mimo kul się potknęłam, dobrze że obok była pani Kasia, która mnie uchroniła przed upadkiem) i sama będę mogła przemieszczać się po Parku. Kto nie przeszedł takiego urazu może mnie nie zrozumieć, bo niby co to jest takie chodzenie, ale……. no właśnie to ale………..pewnie byłoby mi lepiej opanować chodzenie, gdyby wciąż nie przeszkadzała ta boląca lewa noga, a poza tym wciąż jeszcze mam takie momenty, gdy strach o to, bym się nie wywróciła, czy nie straciła równowagi miesza moje szyki, wtedy muszę się na moment zatrzymać, opanować swoje kroki i znów ruszyć do przodu.
W każdym bądź razie pokonujemy z p. Kasią coraz służsze dystanse, każdego dnia wydłużamy trasę i robimy coraz rzadsze i krótsze odpoczynki. Czyli każdego dnia mam nowe małe zwycięstwa, ale kiedyś przemienią się one w jedno duże zwycięstwo, jakim jest samotne, normalne już chodzenie, tylko na to wciaż potrzebuję jeszcze trochę czasu, bo jak mawia p. Kasia, nie mogę robić nic na siłę, muszę stopniowo rozszerzać swoje możliwości przez codzienne ćwiczenia i przez spacery.
Zresztą jedni potrzebuja więcej, inni mniej tego czasu, ja niestety wciąż nie jestem w pełni gotowa, chociaż wg p. Kasi, wciąż robię spore postępy, a oto własnie chodzi.
Jestem wciąż jak ten uczniak, któremu jeszcze jest pod górkę, ale stara się to naprawiać i potrafi cieszyć sie z każdego, nawet najmniejszego postępu i stara się go jeszcze rozwijać.
Ale mam już taką zapowiedź, że za dwa – trzy tygodnie Magda i Jacek wezma mnie na dwa dni do Zawoi, tam sobie nawdycham wspaniałego górskiego powietrza na zapas, pomału pochodzę sobie po ogrodzie, tylko muszę uważać, bo tam rośnie trawa i jest nieco nierówno, czy posiedzę na tarasie, ale również koło domu jest wygodna, nieruchliwa asfaltowa droga, którą będę mogła sobie pochodzić, co prawda na niewielkich dystansach, bo tam nie ma ławeczek do odpoczynku, ale zawsze spacer, czyli ruch w górskim klimacie jest o wiele bardziej wydatny niż w mieście. Oczywiście Magda, Jacek i oczywiście Abra będą śmigali na dłuższe, kilkukilometrowe spacery, ja będę musiała radzić sobie sama, no i dam radę, nie będzie wtedy innego wyjścia.
Teraz tylko trzymam kciuki, by nie spadł wtedy deszcz, bo niestety gdy w Zawoi rozleje sie deszcz, trwa on kilka dni i odrazu robi się chłodno.

A może jednak wspomnę, co nowego w polityce. Oczywiście za głosami Pisu, ich przystawek i z kilkoma głosami normalnie kupionymi Glapiński został prezesem Narodowego Banku Polskiego na następną kadencję, mimo wyraźnego sprzeciwu Opozycji, mimo wykazaniu, że zarządzanie pana Glapińskiego doprowadziło do znacznej, do tej pory największej w Polsce, inflacji (ponad 12 procent), mimo upadku stóp procentowych, mimo, że wykazano wierutne kłamstwa pana prezesa, z których kpi także i zagranica, nie mówiąć, że ponad 70 procent Polaków też była przeciwna dalszej jego kadencji.
Ale czego nie robi się do koryta? Można Polskę doprowadzić do całkowitej ruiny (a już jesteśmy na jej krawędzi) byleby rządzić i doić z tego pieniądze
I znów powiem „BIEDNA JESTEŚ POLSKO, BO NIE DOŚĆ, ŻE RZĄDZĄ TOBĄ LUDZIE NIEKOMPETETNI, TO JESZCZE SĄ ONI ZWYCZAJNYMI ZŁODZIEJAMI, DLA KTÓRYCH WAŻNIEJSZE OD DOBRA POLSKI JEST DOBRO PARTII” Brać, bra ć ile się da i dokąd się da – oto ich maksyma
Ech, szkoda nawet o tym mówić, do niczego dobrego niestety nie dojdziemy.
Wspomniałam o tym mimochodem, bo wciąż staram się nie wnikać w politykę, nawet Szkła Kontaktowego najczęściej nie oglądam, nie mówiąc o innych politycznych programach w TVN-ie, bo szczujni TVP i tak nie oglądałam.

Dobrze, ze jest wiosna, czas, gdy można uradować własną duszę, własne oczy, a cudne zapachy i śpiew ptaszków wspomaga lepsze samopoczucie.

Dzisiaj jest piątek i to trzynastego, ale co z tego???

Cieszmy się nim tak samo z dzisiejszego dnia, jak cieszyliśmy się z każdego dnia poprzedniego 🙂

POWODZENIA !!!!!!!



Dodaj komentarz