I stała się jasność.

Już w sobotę odwiedził mnie  mój Maciuś – elektryk, ale ponieważ się nie

zaanonsował wcześniej, nie został do domu wpuszczony.

A tak naprawdę, tak mocno spałam, ze nie słyszałam ani telefonu ani domofonu.

Zasmuciło mnie to bardzo, ale już wczoraj Maciek z powrotem wraz ze

swoją damską brygadą przyszedł i naprawil moja zdezelowaną lampę.

Przynajmniej narazie póki co świeci.

Hurrraaa !!!!! mam jasno!!!!

Teraz elektryk jeszcze przebranżowić ma się w hydraulika i również w łazience, jak

Bóg da, będzie działało wszystko.

Trzeba wymienić i syfon i uszczelki  i przede wszystkim skamieniałą baterię……

Nie ma to jednak  jak rodzinka,

Ha, nawet z fotografii mnie nie wycięli….

Czasami na nich liczyć jeszcze można.

No cóż, nie każdy ma taką wspaniałą Ciocię Ewę, której trzeba już niestety

nieraz pomóc.

Do tej pory na szczęście ani na Magdzie i jej Jacku ani na Maćku się nie zawiodłam.

A dzisiaj w ten mróźny poranek iść muszę, bo otwieram dzisiaj

przychodnię i za rejestratorkę robić będę…..

Straszne, może jednak nie zamarznę???

Na razie za moim oknem jest minus 16 ście stopni.

Najważniejsze, żeby nie zamarzła roleta, co już nie raz sie zdarzało.

Wtedy trzeba iśc do Ani po korbę do drzwi i otwierać je ręcznie.

Na wszelki wypadek już wydzwoniłam wczoraj Jacka z prośbą, by był

punktualnie, bo najprawdopodobnie mogą być kłopoty z otwarciem przychodni.

A nie ma wtedy jak męska głowa i męska ręka.

Więc teraz, pokrzepiona ciepłymi wspomnieniami mile spędzonego popołudnia

w towarzystwie Ważnej Osoby, wyruszam w zimny świat (brr), by rozpocząć

nowy tydzień z uśmiechem na twarzy.

Bo co tam  nawet największy mrón, ważne, że wiem, że jednak jestem Kochaną Ciocią    i       podobno wspaniałą przyjaciółką.

A to już człowieka na duchu podnosi, odrazu robi się cieplejna sercu  !!!!

 

 

Reklama