każdy dzień jest inny

Cieszmy się słonkiem i ciepełkiem, póki jeszcze są, bo znów zapowiadają nadchodzącą nad Polskę niekorzystną pogodę, nie tylko będzie o wiele chłodniej niż teraz, ale zapowiadają deszcze, a nawet ulewy, burze,, całkowite zachmurzenia i dosyć potężne wiatry.
Oj, bardzo kapryśna jest ta wiosna w tym roku, nie dość, że poźno u nas się zjawiła, to jeszcze często zmienia się oblicze pogody, dzień niepodobny do dnia, raz jest fajnie, ciepło, a słońce wesoło sobie sunie po niebieściutkim niebie, czasami pokrytymi delikatnymi pierzastymi obłoczkami.
Każdy taką wiosnę lubi i marzy, by trwała ona w całej swojej krasie aż do lipca. Niestety jest inaczej, dosyć często następują niekrzystne zmiany, a my, czy chceny, czy nie, musimy z nimi się godzić.
Może lato troszkę poprawi nam humorki i nie będzie nas chłodem i deszczem straszyć ????
Pogoda, pogodą, aleja muszę jakoś sie zbierać, chociaż chłodu nie cierpię.
Wczoraj okropnie w domu zmarzłam i musiałam ubrać ciepły sweter, okazało się, że miało prawo być chłodniej w domu, albowiem przez dwa dni miałam uchylone okno w pokoju, czego nie zauważyłam, a przecież już mieszkania nie ogrzewam. Ale po ubraniu swetra i po zamknięciu okna wyraźnie zrobiło się w pokoju cieplej, no nie aż tak bardzo, jak przy ogrzewaniu mieszkania piecem, czy nawet słonkiem, ale dało już się wytrzymać.
Bo tak po prawdzie, jestem osobą ciepłolubną, a chłód szalenie mi dokucza, od razu się trzęsę, a palce u rąk mam zimne, jakby dopiero co były wyjęte spod lodu.

Taki zmarzlak ze mnie jest i już !!!!!
Może to nie jest takie dziwne, bo całe dzieciństwo i wiele lat póżniej byłam chowana w cieplarnianych warunkach, w domu na Smoleńsk miałam mieszkanie ogrzewane kaloryferem, dopiero po przeprowadzeniu na Szymanowskiego musiałam przejsć na chłodniejsze ogrzewanie piecem, a ponieważ jest to stara kamienica, z grubymi murami, w dodatku na parterze, gdzie chłód dciera z dwóch stron, od strony ulicy i od podwórka, bywa często niestety chłodno. Tylko kilka letnich i ciepłych dni przynosi mi ulgę, w innych dosłownie trzęsę się z zimna.

Dzisiaj czekam na Dianę i Zeldę, może pójdziemy na plac zabaw. Jednak nadal te dwa schodki na zewnątrz powodują u mnie strach, który mnie paraliżuje. Gdy schodzę po normalnych schodach na klatce schodowej mam poręcz, która mnie wspomaga, więc schodzę pewnym krokiem, przy wyjściu na zewnątrz nie ma żadnego „trzymadła” i trzeba schodzić opierając się tylko o kule i właśnie wtedy boję się upadku ze schodów, to mnie tak właśnie paraliżuje, mimo, że jest pani Kasia obok mnie i mnie asekuruję, ciągle jestem niepewna takiego schodzenia. Gdyby tam była jakaś malutka poręcz, czy jakieś trzymadło……… Rozmawiałam nawet o tym z właścicielką, która wynajmuje mi mieszkanie, ale ona wyraźnie nie jest zainteresowana zmontowaniem czegokolwiek, co by mi ułatwilo życie. Cóż dobrze widzący nie rozumie ślepego, głodny nie rozumie sytego, a pełnosprawny nie rozumie kalekę, który musi mieć jakieś zabezpieczenie przed upadkiem nawet w domu), inaczej zaczyna mu się kręcić w głowie, strach zaczyna swoje szkodliwe działanie i wtedy rzeczywiście może stać się jakaś katastrofa.
Ale żeby zrozumieć jak to działa, trzeba niestety mieć takie smutne doświadczenia, jakie ja miałam.
No i oczywście muszę być pozbawiona tych dodatkowych bóli ze strony drugiego biodra, kręgosłupa, czy nawet brzucha, który niestety często mi dokucza, mimo stosowania odpowiedniej, naprawdę diety.
Po prostu siła złego na jednego.
Dlatego cieszę się, że znów pod opieką Diany będę mogła chwilę pobyć w Parku, bo samotnie tylko mogę wykonywać polecone mi przez fizjoterapeutkę ćwiczenia, które w moim przypadku są konieczne.
Jak to moje kalectwo dlugo potrwa – nie mam pojęcia, myślę, że nie prędko będę całkiem pełnosprawna.
Ale nie należy się poddawać, trzeba ćwiczyć i wyrzucać z siebie złe emocje.

Wszystkiego dobrego na słoneczne czwartkowe popołudnie, może jednak z tą złą pogodą na weekend się pomylili?????

Dodaj komentarz