Zacznę dzisiejszy mój wpis od przeprosin, a właściwie od wytłumaczenia się Koleżance, która wczoraj nieco pogniewała się na mnie za słowo „gawiedź”
Ale akurat nic złego nie miałam na myśli, pisząc to słowo, tak potraktowałam to troszkę dobrotliwie, bo chyba takie słowo oznacza ludzi ciekawskich, przypatrujących się jakimś ważnym wydarzeniem, a na pewno pokaz naszego wojska było nie dla jednej osoby bardzo ciekawy.
Ja akurat po pierwsze nie byłam wtedy w Stolicy, ale mogłabym oglądać ten pokaz w TV, ale…. jakoś nie byłam zainteresowana.
Tak jakoś sprawy wojska raczej mało mnie obchodzą, a takie defilady zawsze, niestety, przynoszą mi złe, chociaż odległe w czasie skojarzenia.
No dobrze, już nie będę się więcej w ten temat zanurzała………
Ale jeżeli Koleżanka, albo Ktoś inny poczuł się urażony taką moją może nie do końca fortunną wypowiedzią, bardzo przepraszam.
Najbardziej lubię te poranne spacerki po Parku. Tak jest wtedy tam cicho i spokojnie, jeszcze niewiele ludzi, troszkę piesków, ktoś tam sobie biegi poranne urządza….Wczoraj zmartwiłam się, gdy nie zobaczyłam moich kaczuszek. Widać gdzieś na wysepce się pochowały, bo dzisiaj już całkiem licznie sobie pływają po tym (brudnym – przyznaję Bożence rację) stawie. No cóż, ludzie dokarmiają kaczuszki, a te oczywiście są łakomczuszki i chętnie z takich smakołyków korzystają.
Kilka dni temu ze zdziwieniem zobaczyłam, że kaczki powychodziły ze swojego stawu na trawnik, gdzie jakiś chłopczyk karmił gołębie.
Fajnie to wyglądało, z jednej strony ptaszki, z drugiej kaczki, jakoś o jedzonko się nawet nie kłóciły.
Ale dla kaczuszek to była prawie cała wyprawa, musiały na tych krzywych łapkach cały trawnik przebieżeć. Ale widać głodne nieboraczki były, nie wiem, czy nikt z obsługi parku nie daje im nic jeść? Chyba jest jakaś specjalna odzywka dla kaczuszek??? Zawsze to zdrowsze, niż chleb, który się rozpuszcza w wodzie i potem tylko pleśnieje.
No tak, pływające po stawie kaczuszki to rzeczywiście miły widok dla oczu, tylko musiałby być ktoś, kto o to zadba, by w stawie było czysto.
Kiedyś pisałam, że widziałam obsługę czyszczącą staw, ale wtedy nie było tam jeszcze kaczuszek, ostatnio staw jest nieco zaniedbany.
Nie wiem, do kiedy kaczuszki tam będą mieszkać, słyszałam, że jeszcze cały wrzesień ma być piękny i słoneczny.
No i niech będzie sobie ciepło jak najdłużej.
Niektóre drzewa w parku już pomalutku żółcieją, listki pomału opadają – widać, że jesień już pomału zagląda nam do okien.
Codziennie rano chodzi po parku pan z taką dużą dmuchawą, która wciąga listki ( i patyczki i śmieci) leżące na alejkach.Ale ta dmuchawa głośno warczy, biedna Pepa oczywiście się jej boi i tak jak w domu a przykład odkurzacz z wściekłością atakuje, tak tą dmuchawę omija z daleka.
Zresztą Pepa nie tylko odkurzacza się boi, ale nie cierpi też ani mopa, ani nawet zwyczajnej miotły i gdy chcę pozamiatać pokój muszę wywalić ją do kuchni, a gdy urzęduję w kuchni z miotłą, Pepa zamykana jest w pokoju, bo atakuje miotłę, łapie ją zębami i nie da się jej od szczotki odgonić.
A ile dzikich i bardzo groźnych warków przy tym z siebie wydaje 🙂 Komuś wydawać by się mogło, że to jest bardzo groźny piesek 🙂 A to tylko nasza poczciwa i kochana Pepunia.
Oj bardzo będzie mi jej brak. Wczoraj po powrocie z pracy poszłyśmy na króciutki tylko spacerek, bo byłam nieco zmęczona i potem chwilkę podrzemałam sobie w kuchni na kanapie, oczywiście Pepa też tam leżała wtulona w moje nogi, dopiero po 22 poszyłyśmy na nieco dłuższy spacerek po Parku, który nocą też wygląda całkiem przyjemnie. Na całe szczęście jest bardzo jasno oświetlony, ale i tak o mało co nie uległyśmy z Pepą małemu wypadkowi, bo pan, jadący na rowerze nie zobaczył biegnącej na rozciągniętej smyczy Pepy (ja tez pana zauważyłam dopiero w ostatniej chwili) i pan zaplątał się i o mało co się nie wywalił. Na szczęście w ostatniej chwili się zatrzymał i jakoś z pepowej smyczy się wyplątał.
Tylko niech nikomu nie przyjdzie do głowy nawet pomyśleć, że zrobiłam to specjalnie, że chciałam pana na smycz złowić, ha ha. Pan był całkiem młody, więc w wieku dla mnie niedostępnym, a i ja też na panów raczej nie poluję.
Ale póki co, jeszcze wciąż mamy lato i to całkiem już przyjemne, bo te kanikułowe upały się skończyły i jest normalne, polskie lato, do którego temperatur jesteśmy już przyzwyczajeni
Przed nami następny weekend, a przede mną kilka urlopowych dni, bo dr Łukasz pojechał na urlop, więc i ja w tym samym czasie z radości urlopowych będę się cieszyć.
Szkoda tylko, że nigdzie nie wyjadę, ale niestety fundusze na to nie pozwalają.
Może za rok mi się uda, bo wreszcie w przyszłym roku powinnam już dostać to skierowanie do sanatorium, już minęło przeszło rok, jak złożyłam odpowiednie papiery w NFZ.
Tylko, że czas oczekiwania był 24 miesiące, albo i jeszcze dłużej.
Poczekam cierpliwie.
Ale zbliża się, jak już pisałam, weekend, niech więc on będzie miły, spokojny i słoneczny, ciepły, ale tylko umiarkowanie a nie bez umiaru gorący.
Tego wszystkim życzę.