……. w Modlnicy, w Modlnicy mój mości Panie.
Ale mi tam było dobrze.
Pozostawiłam zasmrodzony Kraków na dwa i pół dnia i „byczyłam się ” na wsi.
Ale bez bicia przyznam się, że bardzo dobrego drinka nawet sobie wypiłam Cin-Cin ze
spraitem.
Pogoda dopisała, humor też, towarzystwo jak zwykle przednie.
Trochę choroba Jaśka przyćmiła mój spokój, ale już po podaniu mu antybiotyku
temperatura nie tylko, ze spadła, ale więcej się na szczęście nie pokazała.
Jasiek jest pierwszakiem, więc z dumą pokazywał swój tornister, piórnik no
i książki do nauki podstawowej i z j. polskiego i z matematyk:i i książki i ćwiczenia, więc
będzie miał co do tego swojego towarzystwa włożyć, na szczęście nie musi dźwigać, bo
któreś z rodziców do szkoły go autem podwiezie.
Już jutro Jasiek ma aż 4 lekcje, ale Magda mówiła, że każda lekcja podzielona jest
na dwie części, połowę siedzą w ławkach i się uczą, a drugą połowę na dywanie i się
na nim bawią.
Słusznie, bo trudno chyba takim maluchom 45 minut bez przerwy byłoby wysiedzieć
w ławkach, chociaż my kiedyś tak musieliśmy. Na szczęście dla dzieci, unijne normy nawet w
naukę dzieci sie wtrąciły i są przodem nie do nauczycieli, tylko do dzieci, a nauczyciele muszą
nauczyć się inaczej z maluchami- uczniami się obchodzić. I to mi się akurat bardzo podoba.
Nawet szkoła Jaśka, wybudowana już teraz, niedawno jest obwarunkowana unijnymi
przepisami, frontem do ucznia. Nauka w takiej szkole to czysta przyjemność,
Zresztą nie widziałam, żeby Jasiek był zestresowany, był już w szkole i w czwartek i w piątek
i wcale się jej nie boi.
Ale wszystko co dobre się kiedyś kończy,musiałam do krakowa powrócić ;poczekam na
następny weekend i odpoczynek, a może kiedyś znów mnie do Modlnicy zaproszą……
Mają się tam niebawem urodzić kocięta, będę miała co uwieczniać 🙂