Dzisiaj Niedziela Palmowa, a więc dzień świąteczny.
Postanowiłam to uczcić, jako że i pogoda śliczna była akuratnie.
Po Mszy św poszłam sobie na niewielki spacerek nad Wisłę.
Uzbrojona byłam co prawda w mój aparat cyfrowy, ale niestety przed wyjściem nie sprawdziłam, że wszystkie baterie, nawet te zapasowe, są wyładowane.
Pogodziłam się z losem, chociaż bardzo żałowałam, zwłaszcza, gdy zobaczyłam małego ostrowłosego jamniczka, z dzwonkiem u szyji i dużymi okularami przeciwsłonecznymi na pysku, spacerującego po….. nadwiślańskim murku.
Wyglądał słodko, nic, tylko prosiło się zrobić mu fotkę , cóż, niestety nie dałam rady.
Sporo osób dzisiaj spacerowała nadwiślańskimi wałam. Wiele z nich osób siedziało na trawie, na ławkach, na murku, wszyscy cieszyli się prawdziwie wiosennym, ale nieco wietrznym dniem.
Potem poszłam sobie na obiadek do Aquariusa – to taka niewielka restauracyjka mieszcząca się na barce , przycumowanej do brzegu Wisły.
Obsługiwał mnie jakis niezbyt rozgarnięty kelner, ktory najpierw zapomniał, że zamawiałam zupę i mi jej wcale nie doniósł, potem widziałam, jak lecą mu talerze z rąk ( na szczęscie nie z moim kotletem Genua), a potem dwa razy musiałam go prosić o rachunek, na który czekałam prawie wieki…..
No cóż, przyznał się, że dzisiaj był jego pierwszy dzień w pracy, ale jakoś widać, że wielkiej kariery w jego pracy raczej nie ma co oczekiwać…
Ale nie mnie sądzić innych.
Po niewielkich zakupach w Jubilacie wróciłam do domu na swój ulubiony serial, resztę niedzieli już w domowych pieleszach spędziłam, w ciszy i w spokoju wielkim (dziewczynki posżły na spacer i do cyrku).
A przedemną następny pracowity tydzień, ale kończący się miłą wizją świątecznych i słonecznych dni.