
W koło tak wiosennie i ślicznie, aż żal, że znów pogoda ma się zepsuć.
Chyba to wszystko przez te atomy……
Bezpiecznie można na nie zrzucić winę wszelaką
Nawet własną próżność, bo takiej doznaję, gdy czytam własny blog.
Jaka ja jestem świetna ( tu uśmiech samouwielbienia), wspaniała ( znów taki sam uśmiech).
wogóle naj naj ( cała gęba uśmiechnięta).
Tymczasem czytając inne blogi ( no, z małymi wyjątkami, a te potwierdzają tylko regułę), dochodzę
do wniosku, że piszę ot tak sobie, nic specjalnego, żadnych wielkich przemysleń w nim nie umieszczam.
Co prawda w zamierzchłych czasach młodości wróżono mi bogatą przyszłość literacką ( z Ciebie druga Mniszkówna wyrośnie- mawiali), ale jokoś nic z tych przepowiedni nie spełniło się.
Magda zaproponowała mi,żebym pisała sagę rodzinną od czasów zamierzchłych, tak jak Dziadek Franciszek takową pisze.
Ale nie wiem, czy udałoby mi się zebrać tyle ciekawych anegdotek familijnych , szczególnych wydarzeń.
Pamięć też zawodzi, czasu też nie mam i wena już nie ta………..
Bo wyrywkowo moze i pamietam niektóre fakty : mojego dziadka Emila, który zmarł, gdy miałam 3 lata,ale
wcześniej sadzał mnie zawsze na swoich kolanach i grzebyczkiem przeznaczonym do czesania
swojej długiej, siwej brody, czesał moje włosy.
Dziadek Emil był biologiem, z zamiłowania zajmował się leczeniem metodami niekonwencjonalnymi,
przede wszystkim zajmował się zielarstwem.
Zbierał zioła w swój specjalny zielnik, każde z ziół opisywał, fotografował, względnie najczęściej umieszczał odręczny jego rysunek, a potem dołaczał jego znaczenie lecznicze.
W ten sposób powstał piękny album, który niestety nigdy nie został wydany, znajduje się gdzieś tam
w rodzinnym zbiorze archiwalnym.
Pamiętam smak wspaniałego lekarstwa, który specjalnie dla mnie osobiście robił i podawał mi na łyżeczce.Był to chyba cukier puder z jakimiż ziołami i bodajże siarką leczniczą – był to specyfik na wzmocnienie wątłego dziecięcego ciałka- jeszcze teraz potrafię wzbudzić sobie na języku jego niezapomniany smak.
Pewnie wiele innych fajnych rzeczy jeszcze trochę pamiętam, ale co mam nimi zanudzać biednych ludzi????
Czasami udaje mi się w moim blogu przemycić jakieś małe wspomnienie rodzinne, przeważnie wiąże się to z jakąś rocznicą, czy wielkim rodzinnym wydarzeniem.
I to powinno wystarczać.
Życie biegnie na przód, a cofanie się wspomnieniami w lata już "zamierzchłe" jest tylko i wyłącznie objawem….starzenia się.
A ponieważ ja ciągle i nadal czuję się młoda……….
Tak, tak, taka niestety jest prawda,czas biegnie i do niego trzeba sie dopasować, na sentymenty nie ma czasu.
Więc biegnę do tej swojej ciemnej jeszcze za oknem rzeczywistości, ciemnej, ale już słychac świergot ptaków, zapowiadających, że właśnie oto nowy wstaje dzień.