Więc myślę…..
Chyba nawet za bardzo myślę, bo wczoraj omalże nie wlazłam pod pędzącą na sygnale karetkę reanimacyjną.
Co prawda byłam na pasach i na zielonym świetle, ale karetki mają zawsze uprztywilejowanie w ruchu,więc żadne znaki na ziemi na na lampach wtedy się nie liczą. Właściwie możnaby powiedzieć, że nawet zastopowałam w połowie pasów,ale wtedy ta pędząca karetka zaczęła wykonywać manewr
wymijania i jechała prosto na mnie.
A mnie oczywiście ze strachu nogi wrosły w ziemię, a serce uciekło do gardła.
Na moje szczęście wykonywała ten manewr w zwolnionym już tempie. więc skończyło się to dla mnie szczęśliwie, ale co strachu się najadłam, to moje.
Oczywiscie zaraz antystresowy papieros poszedł w ruch.
Do wieczora zapomniałam…
A dzisiaj też już mam przeróżne przemyślania, bo pomału zaczynam układać w głowie plan
sobotniego, uroczystego obiadu.
Narazie mam sprecyzowane tylko główne danie ( bez sałatki jeszcze), a pozostaje zupa i przystawka oraz
deser, którym okaże się napewno już tradycyjne, ulubione przez pana K. tikitakakuku czyli tiramisu.
No cóż, jeszcze mam kilka godzin dzisiejszych do rozmyślenia na temat, bo jutro już trzeba stosowne zakupy porobić….
A okazja jest ku czci aż dwóch jubilatów naraz, więc i przygotowania muszą dubeltowe być.
I WSZYSTKO MUSI BYC PRZECIEŻ PYSZNE !!!
I wszystko musi być na :