Czyli dla niektórych weekendu początek, dla niektórych dalszy ciąg laby…
Dzisiaj porządnie się wyspałam, mimo, że i tak się w środku nocy zbudziłam z bólem ramion. Jest to dziwny taki ból, jakby chwytał mnie skurcz pomiędzy jednym i drugim barkiem, wzdłuż kręgosłupa przechodzący, potem troszkę popuszcza i pozwala na szczęście nadal zasnąć, aż do następnego razu.
Podejrzewam, że nic na to się już nie da zrobić, trzeba cierpieć, nie da rady inaczej, wszak każdy swój krzyż na plecach nosi, a że mój bardzo uwiera? – widać za bardzo w życiu nagrzeszyłam….. ja co prawda niczego takiego nie pamiętam, ale chyba jednak niebiosa lepiej wiedza.
Od dwóch dni mam prawie pełną rodzinę plus psa w domu , nie ma tylko Poli, która radośnie odpoczywa w doborowym towarzystwie w Zawoi. ale i tak ci obecni teraz już jutro mnie opuszczą, jada dalej odpoczywać. Byleby tylko pogoda im dopisała, bo coś prognozy różnie prorokują na ten weekend.
Właściwe nic specjalnego się nie dzieje ( prócz polityki, bo tam jak zawsze wielka awantura o wielkie i małe problemy), ale do polityki chwilowo się negatywnie ustosunkuję), więc kończę wpis na dzisiaj, może jutro coś ciekawego w mojej głowie zakiełkuje?