Koślawe kolano, czyli…

                    

…….. jak się ( nie) leczy w państwowej służbie zdrowia.

Nie, jednak Kaczorek nie miał racji, służba zdrowia bezpłatna? to chyba jakaś paranoja!!!!

Nie może być całkiem  darmowa, bo państwa na to niestety nie stać.

Państwo powinno dopłacać napewno do tych, których nie stać na indywidualne

ubezpieczenie, bo i tak praktycznie w tej chwili służba zdrowia całkowicie bezpłatna nie jest –

to znaczy może podstawowe leczenie , niektórzy specjaliści tak, ale jeżeli już chodzi

o zabezpieczenie medyczne w medykamenty i dodatkowy sprzęt np. ortopedyczny, już

niestety  ten obowiązek bezpłatności odpada, dużą częścią tych wydatków obarczony

 jest pacjent.

No i co z tego, że jakaś babcia, czy dziadek będzie za darmo przebadany, skoro potem

nie stać ich na wykupienie lekarstw, czy w takim razie ta całkowicie bezpłatna służba ma

sens?.

NFZ dwoi się i troi, żeby jakoś te marne pieniądzę w miarę sprawiedliwie rozdzielać, ale

to jest trochę tak, jakby rozciągali zbyt krótką kołdrę  na bardzo szerokim łóżku, zawsze z

którejś strony wylezie prześcieradło……

Już nie mówiąc, że sama instytucja, jaką jest NFZ też sporo tych marnych naszych pieniędzy

pożera na swoje własne utrzymanie i dziura robi się coraz większa niestety.

Czy jest jakieś inne wyjście? Oddać nasze pieniądze w ręce towarzystw ubezpieczeniowych,

niech one mają okazję tak nimi gospodarować, aby pacjent miał  zabezpieczone leczenie

w miarę możliwości. Każda nasza składka powinna iść w ręce ubezpieczeniowców, bo i tak

każdy z nas taką składke płaci , a skoro kogoś stać byłoby na dopłatę do własnego

większego doubezpieczenia, miałby zapewniony większy, niż podstawowy koszyk

uprawnień. To byłoby sprawiedliwe, z tym, że dla ludzi słabo zarabiających albo dla emerytów

powstała by specjalna Ubezpieczalnia, która dbała by o ich leczenie.

No i tu dochodzę do meritum sprawy : Każdy pieniądz zarówno z Ubezpieczalni, albo

z Towarzystwa Ubezpieczającego szedłby za pacjentem  w ręce menagera przychodni,

czy szpitala,  i oni  nimi gospodarowaliby , przy czym oczywiście zaistniała by tu tzw zdrowa

rywalizacja, szpitale, które nie wywiązywałyby się ze swoich zobowiązań musiały by

niestety przestać działać. Taka groźba byłaby dla szpitala niejako motywacją do

należytej opieki nad pacjentem, a zarządzanie pieniędzmy pozwoliło by na mądry rozdział ich

na leczenie, na pensje i na inwestycje . Bo wtedy takiemu szpitalowi opłacało by się

zainwestować w nowoczeny sprzęt, który znów przynosił by im większe profity  ( za każde

badanie szpital od Ubezpieczenia dostawał by stosowna sumę)

Boże, jakie to proste!!!!!

Nie można by wtedy powiedzieć, że bezpłatna  Służba Zdrowia kuleje , bo co prawda

podstawowe ubezpieczenie nie byłoby może większe, niż w tej chwili, ale w miarę

możliwości mogłoby być dotowane przez Państwo, ale gross pieniędzy wpływajacych

do szpitali i przychodni pochodziło by od prywatnych ubezpieczycieli, w ten sposób

przychodnie  i szpitale lepiej by prosperowały, mogąc zapewnić wszystkim swoim pacjentom

należytą opiekę, obojętnie  na sposób spłacania stawki za chorych, no Ci z z prywatnych

ubezpieczeń mieli by może większe uprawnienia,lepsze warunki  lokalowe czy

lepsze wyżywienie, albo większy dostęp do niektórych badań, w zależności od tego, jaką

umowę podpisali by ze swoim ubezpieczycielem.

Ale Ubezpieczalnia ( ta pańswtowa)  też pilnowała by, aby ich pacjenci byli należycie leczeni,

mieli dostęp do badań takich, na jakie Ubezpieczalnię by stać było, dobry menager też mógłby

zdobywać dodatkowe fundusze np poprzez współpracę z różnymi Fundacjami, te wszystkie

pieniądze sżły by tylko  na podstawowę ubezpieczenie dla tych, których stać tylko na

podstawowe stawki ( podobne do dzisiejszych, bo przypominam, że każdy z nas takie stawki

płaci zarówno z pensji, jak i z emerytur).

Tylko trzeba kogoś odważnego, kto spróbowałby wprowadzić te różne inowacje w życie,

oczywiście specjalnymi ustawami obwarowany, aby osoby słabo uposażone nie były

pozbawione możliwości leczenia.

Za to jeszcze można by wprowadzić dla osób podstawowego ubezpieczenia pewien

limit na opłaty  recept, mniejszą część ( symboliczną)  opłacana była by przez pacjetów

większa  część byłaby dotowana z funduszu ubezpieczeniowego. Osoby z Ubezpieczeń

prywatnych opłacali by swoje recepty sami, albo część opłat pokrywałoby ich towarzystwo

ubezpieczeniowe.

Szczególną opieką Państwo objęłoby słabo opłacanych  emerytów, rencistów i osoby

zarabiające poniżej średniej krajowej, albo bezrobotnych i bezdomnych. Dla nich musiały

by być wyasygnowane specjalne dotacje, którymi Ubezpieczalnia mogłaby dysponować

i zarządzać.

Oczywiście taka Ubezpieczalnia nie mogłaby nadmiernie być biurokratycznie rozwinięta,

mogła by się składać z Rady do którj należał by Prezes, Vice Prezes, Sekretarz, Skarbnik i kilka

 tzw osób doradczych ( 5 – 10) oraz z pracowników administracyjnych , po kilku w każdym

mieście – fundusze na opłacanie tych pracowników szły by z funduszów państwa i były

niezależne od funduszy wpłacanych na leczenie chorych, nie byłoby wtedy możliwości

żadnych manipulacji pieniędzmi przeznaczonymi  na leczenie chorych, po prostu byli by to

 tzw pracownicy państwowej administracji i jej podlegaliby zarówno w wypłacanych pensjach

i ewentualnych nagrodach, a takze przed Ministrem Zdrowia odpowiedzialni byliby

za rozliczanie ze wszystkich poniesionych wydatków.

Pewnie, że w dużej części państwo byłoby obarczone pewnymi kosztami, ale w dobrze

opracowanym państwowym budżecie na pewno znalazłaby się możliwość wprowadzenie

rozsądnych rozwiązań medycznych, osobiscie wierzę w takie mądre rozwiazanie, szczególnie,

że jak już pisałam, możnaby włączyć we współpracę pewne fundacje,  które kosztem

obniżenia im  np podatków,  chętnie by uczestniczyła w takiej inwestycji.

Proste, prawda?

A może napisać by taki mail do pani minister i przedstawić jej moje propozycje?

Oczywiście, nie upieram się, ze w całości są one doskonałe, ale w ogólnym zakresie

nie jest takie wcale głupie, od specjalistów od markietingu zależałoby dokładne ich

opracowanie!

 

No ale do rzeczy. Skąd się wzięły te moje medyczne dzisiejsze rozmyślania?

Niestety wczoraj rano stało się… nie mogłam całkiem stanąć na prawe kolano

Ból był  taki, że same łzy kapały mi jak grochy z oka.

Wię sięgnęłam po  telefon i  wołanie o pomoc uskuteczniłam, w końcu od czego ma się

rodzinę, w dodatku pracujacą w Służbie zdrowia???

Maciek powiózł mnie autem do swojej przychodni, do zaprzyjaźnionego ( trzeba przyznać, że

 bardzo dobrego) ortopedy. Co prawda miałam nieco trudności ze zejściem ze schodów, ale

przy pomocy poręczy no i silnego Maćkowego ramienia jakoś w koncu mi się to udało.

Przed gabinetem troszkę musieliśmy co prawda poczekać, ale na szczęście była wolna ławka,

a co jak co, siedzieć mogłam, prawie bez bólu.

Pan doktor pomacał mi kolano, trochę ponaciskał ( skąd wiedział, gdzie najwiecej boli?)

i kazał mi przejsć do następnego pokoju kaźni. Tak, tak, kaźni bo wyjął igłę ( ba, żeby tylko

jedną) i zaczął nakłuwać moje biedne, zbolałe kolanko.

Nie widziałam co prawda tej igły, ale Maciek powiedział mi potem, że była spora!

Nakłuwanie może aż tak  bardzo nie bolało, gorzej było z podawaniem leku, bo przy iniekcji

było uczucie rozpierania, dosyć bolesne. Na szczęście koło mnie stała przemiła pani

pielęgniarka, która miała cudownie chłodne dłonie, które ściskałam podczas bólu i bardzo mi

ten chłód pomagał.

Nie wiem, czy uwierzycie, czy nie, ale nawet nie krzyczałam, chociaż doktór wielokrotnie

nakłuwał kolano, aby odszukać dobre miejsce, by wbić się pod rzepkę, która akurat sobie

gdzieś tam na boki uciekała. No może kilkakrotnie powiedziałam ” auć „, ale to było wszystko,

właściwie to cały czas podczas zabiegu gadałam, ba, nawet się śmiałam.

W końcu nadszedł kres tej mordęgi, dziura na  kolanie zostało pięknie plastrem zalepiona, a

ja mogłam wstać z leżanki, szczęśliwa, że już jeste po najgorszej części wizyty.

Pewnie, że odrazu lek nie zaczął cudownie działać, ale ulga była, nie da się ukryć.

Już wieczorem o wiele lepiej mi sie chodziło, a zakłuło w kolanku tylko od czasu do czasu.

Zakłuło? to tak jakby iskra przeskoczyła z kolana wprost do mózgu

No ale to nie koniec medycznych przeżyć, potem nadeszła jeszcze jedna  część imprezy, czyli

załatwianie stabilizatora na to kolanko. Co prawda większa część zapłaty jest refundowana

przez NFZ, ale i tak trzeba doplacić około 200 zł do tej „przyjemności”.

Nie wspomnę też o lekartwie przeciwbólowym, doznałam szoku, gdy okazało się, że ten lek

kosztuje około…180 zł.

Na szczęście w innej zaprzyjaźnionej aptece wycenili ten lek na około 80-90 zł ( ciekawe

skąd się biorą takie wielkie różnice w cenach leków, trzeba jednak uważać co i gdzie się

kupuje), ale i tak w sumie cała moja” kolanowa impreza ” będzie mnie kosztowała

około 300 zł. Trudno, czego dla zdrowotności się nie robi?

Więc czy naprawdę Służba Zdrowia jest całkiem bezpłatna?????

Podjechalismy z Maćkiem do sklepu ortopedycznego, gdzie okazało się, że moje kolano

jest nietypowe ( no dobra, przyznam, że za grube) i taki stabilizator dla mnie musi

być robiony na obstalunek, co potrwa mniej więcej około tygodnia.

Poczekam, ale wcale nie mogę sobie wyobrazić, jak w takim chomącie od połowy podudzia

do połowy uda będę się miała poruszać..

No ale muszę sobie troszkę te moje wiązadła pooszczędzać, gorzej, gdy i drugie kolano

też będzie potrzebowało takich medycznych wymysłów.

W związku z tymi  chorobowymi peturbacjami nie poszłam wczoraj do

pracy ( usprawiedliwiłam się u Basi) a dzisiaj…

Wstałam radosna, pewna, że kolanko już nic a nic nie zaboli, jednak przy złym ustawieniu

stopy ta iskra bólu przeskakuje z kolanka prosto do mózgu, muszę bardzo uważać, jak stopę

prawą ustawiam – jednak w porównaniu z wczorajszym dniem jest duża poprawa.

Gdy zażyję to drogie lekarswo na pewno będę się czuła jeszcze  lepiej, wszak im droższy lek,

tym podobno bardziej działa……. ( pewnie na psychikę głównie!)

W końcu muszę wypróbować mój nowy nabytek, tą niewielką walizeczkę, w której będę

woziła do pracy laptop ( aby nie dźwigać).

Walizeczka jest fajna ( no może nieco za krótką ma rączkę),ale ma wadę: okropnie

narazie brzydko pachnie, mam nadzieję, że ten nieznośny zapach „nowości” w końcu kiedyś

wywietrzeje?? Oby.

No i od dzisiaj powinnam wdrożyć swoją dietę cud, jeszcze nie do końca jestem do niej

przekonana, na żadną zdecydować się nie mogę, najlepsza byłaby NDŻ ( nic do żarcia),

rano jeszcze ta idea działa, gorzej wieczorem, gdy zaczynam być tak bardzo głodna, że

czuję jak mój żołądek wraz z moim wrzodem do kręgosłupa się przykleja i po prostu

ssie i boli. Próbowałam go wczoraj oszukać wodą mineralną, nie dał się łobuz jeden

nijak udobruchać wodą, musiałam go kromką chleba poczęstować – przegrałam, trudno.

Czyli możliwość skonsumowania ostatniego posiłku o godz 18  zdecydowanie odpada.

No dobra, będę nad tym problemem jeszcze się zastanawiała, po problem zaczyna być

dla mnie coraz bardziej palący, muszę w końcu te moje biedne kończyny zdecydowanie 

odciążyć.

Dzisiaj rozpisałam się na całego, przepraszam, ale tyle tych myśli akurat do mojej skołatanej,

biednej glowy spłynęło…

Życzę wpaniałego wtorku, znów pogoda oscyluje w stronę upałów podobno, co prawda

narazie tego za oknem nie widać, ale……

 

 

 

 

Reklama