Wcale kaca nie miałam, bo wczoraj wypiłam tylko jeden kieliszek wódki ( i to pewnie na 5-6
rat), ale z wielka przyjemnością dzisiaj sobie ugotowałam żurek z białą kiełbasą, jajkiem,
kawałkiem wędzonej szynki i oczywiście obowiązkowo z chrzanem tartym, Pychotka,
postawiła mnie na nogi.
Ale od początku : Wigilia zaczynała się o godz 19, nawet trzeba przyznać, że brać biesiadna
zebrała się licznie i bardzo punktualnie.
Po składaniu życzeń przez Dyrekcję zaczęło się łamanie opłatkiem i indywidualne życzenia,
które trochę trwały, zwłaszcza, że na tej firmowej Wigilii było około 70 osób.
Ciekawostka, po raz pierwszy chyba stwierdziłam, że większość tam obecnych osób znam,
zawsze do tej pory widziałam tylko nowe twarze. Sala była pięknie wystrojona, oczywiście
migotała niebieskim światełkiem choinka, a na stole stały śliczne stroiki – bańki.
W tle cichutka i dyskretnie brzmiały kolędy.
Jedzenie było …typowo wigilijne i …wspaniałe, naprawdę. Uszka tak wspaniale grzybami
pachniały ( jak domowe), a deser – delikatny sernik z nutą makową rozpływał się w ustach.
Wszyscy siedzieliśmy za stołami złożonymi w typowy układ podkowy : na najmniejszej
jej gałęzi siedziała Dyrekcji] po prawej stronie część młodzieżowa, po lewej inni ( ja to
nazwałam „geriatria”), oczywiście później była „wiosna ludów”, więc każdy przemieszczał
się w różne strony, tylko młodzież trwale na swoich miejscach pozostawała i wesoło
sobie poczynała.
Później, gdy już wracaliśmy do domu powiedziałam do Kasi ciekawe słowa:
Jeszcze kilka dni, jeszcze kilka nocy i zanim się spostrzeżesz, znów spotkamy się na takiej
firmowej Wigilijnej imprezie, no oczywiście, jeżeli uda nam się na nią doczekać.
( ale na szczęście nikomu na zdjeciu głowy nie obcięłam, więc moze znó będziemy wszyscy]
w tym samym składzie?)
Ale to prawda, czas tak szybko ucieka…..