Dzisiaj idę na spotkanie z moim ulubionym chirurgiem od dzieci. On będzie je badał, a ja będę je „fotografować”
A poza tym wstał przepiękny dzień, w dodatku ulubiony przez wszystkich piątek.
Za oknem od rana słonko wesoło po przejrzystym, bez śladu chmurki niebie wędruje i promienie swoje nad nami roztacza.
Czuję, że znów będzie około 30 stopniowy upał, byleby tylko nie chciał się skończyć burzą.
Pozazdrościć można tylko tym, którzy są nad morzem, czy gdzieś po jeziorze kajakiem sobie szusują, a późnym popołudniem łowią pyszne rybki na kolacje. Mniam, taka rybka prosto z patelni, pychotka.
Ale kto by o jedzonku w taki gorący dzień myślał? Najlepsze wtedy do zjedzenia są ziemniaczki z wody z koperkiem i do tego zimniuteńki kefirek.
Stanowczo w takie dni mają one przewagę nad kotletami mielonymi, czy schabowymi i nad tłustymi potrawami z grilla.
Wczoraj Monika poczęstowała mnie mulami. Właściwie to one tylko sporo miejsca na talerzu zajmują, a jedzenia w nich malutko, otworzysz taką muszlę, wyjmiesz z niej tego malutkiego „robaczka” i już po całym jedzeniu, najwyżej co można w tym pysznym sosiku spod nich wymości kawałki białej bułki, ale nie można powiedzieć, żeby taka potrawa należy do tych tuczących.
Jeszcze ewentualnie na taką pogodę dobre są wszystkie leśne owoce, maliny, ostrężyny, jagody… można użyć je jako farsz do pierogów, albo zrobić z nich kompot, a już najlepiej zjeść je sobie na surowo, mają wtedy zachowany cały zasób witamin.
Tak więc wszelakie wędliny i mięsa precz, niech żyje letnia dieta, bo i pyszna i zdrowa i nie tucząca.
Czyżbym na stare lata przestawiała się na jarosza? Chociaż te potrawy z grilla u Magdy były bardzo smaczne, ale to tylko je chwaliła moja gębusia, niestety moje brzusio miało sporo wątpliwości.
Z jednej strony to te dosyć częste bieganie mnie męczy, ale z drugiej strony wciąż się pozbywam zbędnych kilogramów, ostatnio ważyłam tylko 72 kg, czyli brakuje mi jeszcze 4 kilogramów do prawidłowej wagi, teraz mam lekką nadwagę. Niesamowite, wprost nie do uwierzenia.
I pomyśleć, że kiedyś marzyłam o chwili, gdy będę ważyła 80 kg, a tu wciąż jest mniej i mniej. Mam nadzieję, że jednak kiedyś się opamiętam, przestanę już lecieć z wagi i całkowicie nie zniknę…….
To tyle na dzisiejszy, piątkowy wpis, bo już zaczynam się pomału zbierać do pracy. Dzisiaj biorę ze sobą do przychodni Pepę, bo musi ona niestety znów iść na wizytę u swojego lekarza „pierwszego kontaktu” – znów okropnie się drapie, a przychodnia weterynaryjna, do której chodzi jest właśnie na Żabińcu. Kolo 14 przyjdzie do nas Monika i razem pójdą leczyć biedną sunię, do tej pory muszę ją jakoś przechować.
No proszę, choróbska nawet psów nie omijają…….
Życzę miłego i wspaniałego piątku tym co w mieście, na łąkach, czy nad wodą.
No i życzę wspaniałych wrażeń w związku z rozpoczynającymi się Letnimi Igrzyskami Olimpijskimi w Rio de Janeiro.
Trzymamy kciuki za naszych zawodników i życzymy im samych złotych medali.