na własnych śmieciach

Oczywiście jest to umowne stwierdzenie, bo nie długo te śmieci już nie będą własne, będą czyjeś…
Ale póki co  wczoraj powróciłam z modlnickich wojaży do poczciwego Krakowa.
Jak zwykle było mi tam wspaniale, gdybym inaczej pisała, na pewno bym zgrzeszyła.
Jedyną przeszkoda była tylko pogoda, a raczej ten nieznośny deszcz.
To znaczy w sobotę lało całe popołudnie i całą noc, ranek i popołudnie było już „tylko” mżyste, tak więc też na tarasiku, nawet w kąciku siedzieć się nie dało, nie ma już zadaszenia, to i na głowę z nieba kapało……….

Nawet na spacery nie bardzo się dało chodzić, ale i tak się przemogłam, bo na końcu ulicy Ulubionej zawsze jakieś Pokemony można złapać. Niektóre się powtarzają, było i kilka całkiem nowych, za które dostaje się dobre punkt, potrzebne do przejścia na następny level.
Pewnie mieszkańcy tej niewielkiej uliczki dziwili się, że jakaś stara baba z rozwianym włosem i ze wzrokiem wbitym w telefon spaceruje wciąż tam i z powrotem od domu do bramy na prywatną posesję i za chwilę znów tam się kręci. No bo komu przyjdzie do głowy, że gra ona   w młodzieżową w sumie grę???? A może podejrzewać nawet mogli, że planuje, jak okradać domy, ha ha? Takie niewinne z pozoru  starsze panie zawsze są podejrzane Ale opłacało się to moje spacerowanie, bo złapałam kilka tych potworków, w tym również i te, których  dotąd nie miałam.
Wieczorem Magda odwiozła mnie do domu, a ja, zamiast pójść grzecznie do domu, z obłędem w oczach i z walizeczką na kółkach obeszłam całą sąsiednią uliczkę, aby znów połapać trochę kulek. Co prawda mijałam kilka będących w pobliżu Pokemonów, ale żaden jednak nie chciał do mnie podejść tak blisko, żebym mogła go zaatakować i złapać. Za to „straty” odrobiłam będąc już w domu, gdzie kilka Pokemonów mnie odwiedziło i były na tyle łaskawe, że nawet dawały się złapać. Przy okazji zrobiłam niewielkie zakupy w pobliskim „Kocyku”, bo akurat zabrakło mi margaryny „Rama”, jak pisałam już, w Almie takiej nie było. Jakie moje wielkie było zdumienie, że w niedzielę wieczór, około 20-stej, kupiłam też świeże, jeszcze cieplutkie bułeczki. Po prostu pieką je na bieżąco i dlatego można je o takiej nietypowej godzinie tam nabyć. Nie dość, ze były cieplutkie, to jeszcze były takie, jak lubię z ziarnami i z dynią.
Dzisiaj mam kilka załatwień w mieście, wiec oczywiście uzbrojona mój Iphonik również będę łowy uskuteczniać.
Jak na razie sprawia mi to frajdę, chociaż ciągle wydaje mi się, że niektórzy patrzą na mnie z politowaniem.
Ale kto starszej pani zabroni???????
Jeszcze raz podkreślam, że jest to dobre dla mojego zdrowia, bo zmusza do chodzenia.
I nie wiem jak to się dzieje, ale kiedy tak maszeruję nogi prawie w ogóle mnie nie bolą. Najwyżej trochę „postękam” później już w domu, ale gdy znów nabieram siły, ochota na spacery znów u mnie wzrasta. I jeszcze jedna ciekawostka, podczas mojego pobytu nie doskwiera mi żaden ból, ani ręki, ani kręgosłupa, ani kolan, czy kręgosłupa. Gdy tylko powrócę do Krakowa te bóle jak te Pokemony mnie natychmiast napadają i muszę ratować się Nimesilem. Może w Modlnicy jest specyficzny, odpowiadający mnie mikroklimat, a może to ta wspaniała domowa aura na mnie tak kojąco działa?

No i znowu coś przegapiłam, po prostu pomyliłam datę, byłam przekonana, że urodziny mojego Taty były 23 sierpnia, okazuje się, że jednak Tata urodził się 21 sierpnia 1906r. Czyli gdyby żył, skończyłby 110 lat!
Wiadomo, że byłoby to niemożliwe, w Polsce nikt aż tak długo nie żyje, chociaż są przypadki  długowieczności, chociażby przykładem może być   znana aktorka Danuta Szaflarska, która rok temu skończyła 100 lat i oby doczekała jeszcze długich lat w zdrowiu i w tej swojej wielkiej pogodzie życia, której można jej tylko pozazdrościć.

A dla Ciebie Tatusiu ofiarowuję dzisiaj piękną  czerwoną różę, abyś wiedział, że zawsze o Tobie myślę  i zawsze za Tobą bardzo tęsknię

Dzisiaj na południu słonko wesoło świeci, odwrotnie jest na północy kraju, gdzie jak zameldował mi dzisiaj będący w Gdańsku V.I.P, znów pada.
Nie dobrze, że tam pada, bo i mieszkańcy i wczasowicze, którzy jeszcze ostatnie dni spędzają też słonka są spragnieni. Szczególnie dzieci, bo już za kilka dni znów zasiądą w szkolnych ławkach, a maluchy będą na siłę ciągnione, gdzie z płaczem, zwłaszcza maluchy, będą spędzać czas na przedszkolnych zajęciach z utęsknieniem oczekując na rodzica.
Tak, nawet ci pracujący, którzy jeszcze  teraz odpoczywają też będą musieli do szarej codzienności powrócić. Jeszcze przez kilka dni wspominać pewnie będą mile spędzone chwile, potem uwikłani w przeróżne kłopoty, po prostu zapomną.
Najwyżej co już zaczną planować następne wakacje, które będą już za nie cały rok!!!.

Miłego dnia wszystkim życzę.

Reklama