Dzisiaj aż pięć ślicznych róż dla Ciebie Ulu wybrałam, wszystkie takie są cudne, że trudno byłoby mi tylko jedną spośród nich Ciebie uhonorować.
Poczuj się jak Mała Księżniczka, gdy tyle róż dzisiaj, w kolejną środę dla siebie u mnie w blogu odnajdziesz.
I jeszcze jedna różyczka, tym razem dla Twojej ulubienicy (znów zapomniałam imienia, co ja kiedyś miałam dobrego, aha pamięć!!) od mojej ulubienicy Pepy, niech Twoja Sunia też się dzisiaj ucieszy, bo dołożyłam dla niej jeszcze balonik w kształcie serduszka.
Mam nadzieję, że obie milo spędzacie czas na spacerkach i wcale bardzo Sunia nie tęskni za Domownikami, skoro taką wspaniałą kompankę do maszerowania ma kolo siebie. Życzę Wam obu samych miło i wesoło spędzonych chwil. Bawcie się obie dobrze!!!
Dołączam oczywiście całuski z Krakowa.
Niestety słoneczka podesłać nie mogę, bo u nas go nie ma, ale może Tobie uda się przesłać mi chociażby jeden promyczek, by rozjaśnić to zaniesione deszczem niebo????
Moja sunia też już nauczyła się ze mną spacerować, już nie mam osiołka na smyczy, tylko buldoga, który co prawda czasem się ociąga, (szczególnie, gdy jest upał), ale jednak dzielnie ze mną kroczy.
Co ciekawe, gdy Pepa widzi, że ubieram buty, już pędzi do przedpokoju i czeka, czy wezmę jej smycz do ręki, czy nie. Co prawda wcale nie lubi ubierać tych szelek, ja zresztą też nie cierpię ich zapinać, bo najpierw wsadzamy jedną nogę, zanim włożę drugą, pierwsza już z szelek wyłazi i czasem to trwa, zanim jej wreszcie to „chomąto” na szyi zapnę. No, ale w nagrodę, że i ona i ja byłyśmy takie dzielne czeka nas miła przygoda.
Oczywiście już trochę nauczyła się, że nie można mnie ciągnąć, zwłaszcza po schodach i łazi nam się coraz lepiej, szkoda, że to już są raczej ostatnie nasze spacery, bo przecież teraz ona jedzie na wakacje (ja zostaję pod kuratelą Ksawra), a potem już się wyprowadzam ze Smoleński Street.
Ale co na koniec użyłyśmy, to nasze, szkoda, że wcześniej tego nie robiłam.
A oczywiście wszystko to przez te pokemony, które ciągle łapię na takich spacerach.
Jest to naprawdę dla mnie dobre, bo przedtem żadna siła mnie z domu nie wyciągnęła, poza oczywiście obowiązkowym wyjściem do pracy, teraz jednak te złe przyzwyczajenia siedzenia cały czas przed komputerem zmieniłam na spacerkowanie.
Czyli jednym słowem nastąpiła we mnie DOBRA ZMIANA i to zupełnie bez żadnych podtekstów politycznych. Dzisiaj nie będę się oddawała polityce, chociaż byłaby ku temu okazja, bo dzisiaj mamy 10-ty dzień sierpnia, a więc znów na Krakowskim Przedmieściu pod Pałacem Prezydenta odbędzie się następna pisowska maskarada z krzyżem i z drabinką, na która wstępować będzie sam niewysoki ciałem, ale za to wysoki duchem Wódz-Zbawiciel, by przemówić do suwerena. No a ciemny lud będzie słuchał, kiwał głową i na wydaną komendę wrzeszczał JAROSŁAW, JAROSŁAW!!!!
Takich mądrali mamy w Polsce, cóż robić, chyba wypadałoby tylko usiąść i płakać, bo w opozycji ducha wciąż jeszcze brakuje.
Ale za to teraz wybory Pisu muszą płacić haracz, w postaci zbiórki pieniędzy na dwa pomniki smoleńskie w Warszawie, ciekawa jestem, czy im się to też spodoba i czy tak chętnie do własnej kieszeni będą sięgać, by becelować kaprysy ich GURU!!!!!
Ale trudno, za głupotę się płaci, niech więc teraz nie narzekają, tylko płaca, płacą, płacą……..
JAROSŁAW!!! JAROSŁAW !!!!!! JAROSŁAW!!!!!………. 🙂 🙂 🙂
Ale wracając jeszcze do spacerów, można na nich poznać bardzo fajnych ludzi. Oczywiście gdy idę z Pepą, przyciąga ona uwagę wielu osób, wszyscy się nią zachwycają, jaka ona piękna, jaka miła, głaszczą ją, a sunia jest cała rozanielona, cała w skowronkach.
Wczoraj wieczorem wyszłam na chwilę z Pepą, potem już sama na pokoemonowe łowy się wybrałam i moją uwagę przykuł starszy już pan, który siedział na ławce i długopisami malował fronton kamienicy Talowskiego. Był ont znanym krakowskim architektem, którego kamienice są prawdziwymi architektonicznymi dziełami, uwieńczone wspaniałymi attykami, rzeźbami, zawsze zawierające jakąś łacińską sentencję.
Jak już chyba kiedyś w moim blogu wspominałam, na ulicy Retoryka jest kilka takich jego ciekawych kamienic, przed jedną z nich siedział na plantkach ów starszy pan i pięknie ten fronton na swoim brulionie odzwierciedlał. Zauważył, że mu się przyglądam, więc zaprosił mnie na ławkę, pokazał kilka swoich poprzednich dzieł, które również były długopisami malowane i zaczął opowiadać. Okazało się, że ten pan był kiedyś znanym malarzem – architektem, zawsze właśnie interesowało go stare i sakralne budownictwo, brał wielokrotnie udział w licznych wystawach. Teraz też swoje prace przygotowywał do następnej swojej wystawy. Fakt, ciekawą technikę zastosował, rysowanie długopisem – ale bardzo ładnie mu te jego obrazy wychodziły.
Pan malował i opowiadał, o stylach architektonicznych, o starych kościołach i innych zabytkowych budowlach, o tym, jak wielkie majątki, bogate dwory ongiś posiadali polscy hrabiowie na wschodzie niestety w dużej mierze uległo to dewastacji. A mi przypominały się wszystkie opowiadania profesora Zina, który też ciekawie gawędząc, kreśli swoim piórkiem, węglem i kredą piękne obrazy. Akurat pana profesora Zina poznałam ongiś osobiście, albowiem razem z żoną byli zaprzyjaźnieni z moim wujostwem i to w ich domu czasami ich spotykałam. Ale również uwielbiałam oglądać ciekawe programy pana profesora Zina, słuchać jego opowieści i podziwiać sztukę władania rysowniczym węglem.
I wczoraj też siedziałam na tej ławce i słuchałam i czasami było mi wstyd, że jednak co raz spoglądam na mój Iphon, czy aby jakiś Pokemon gdzieś nie grasuje, ale właściwie taki był przecież cel mojego wczorajszego spaceru. Pewnie, że sobie troszkę odpuściłam z tą grą i jednak spoglądałam na te jego wspaniale rysunkowe dzieła. Siedziałam chyba z godzinę i słuchałam, oglądałam ….. niestety robiło się już nieco ciemno, więc pożegnałam się i poszłam w swoją stronę, a pan też zwinął swój majdan i udał się w stronę swojego domu.
Ale w sumie był to bardzo przyjemny i ciekawy wieczór.
Dzisiejszy dzień jest niestety do niczego, cały czas leje deszcz, tak więc nawet moje pokemonowe łowy będą odłożone w czasie, może coś uda mi się złowić nawet w domu (rano chwyciłam właśnie w domku sporego Pokemona o CP ponad 430 punktów), albo ubiorę kalosze, wezmę parasolkę i chociaż troszkę kulek połowię, bo znów ich mam dosyć mało, na tę ostatnią pokemonową kreaturę straciłam ich wiele, bo silna była bestia i kilkakrotnie, mimo, że ją chwyciłam, uciekał, mimo, że częstowałam go malinkami, by go troszkę ułaskawić. W końcu poległ, a ja byłam bardzo z siebie dumna!
Życzę przyjemnej środy, może bez słonka ( podobno jest gdzieś w rejonach Gdańska), ale z uśmiechem na twarzy.