Ten niedobry listopad przeszedł do historii, co innego grudzień, zapowiedź tylu fajnych wrażeń.
Zapowiadali co prawda śnieg, ten jak na razie w Krakowie nie spadł, ale nie wykluczone, że jutro się rano obudzę i będzie w około całkiem biało……
Ale i tak się cieszę bo :
1.mam już światło w łazience i nie muszę się po ciemku kąpać, co dla mnie było niezwykle uciążliwe, bo nie wiadomo po ciemku jak do brodzika wejść, już nie mówiąc, że wychodząc z łazienki zawsze miałam koszulę nocną, czy rano bluzkę ubraną na lewą stronę, ha, ha.
2. już mi nie mruga światło w pokoju i nie straszy w ten sposób jakimiś duchami, chociaż przyznam, że po zgaszeniu światła wieczorem jakieś nieskrzypienie podłogi, czy nawet z szafy też słychać podejrzane odgłosy..
3. co prawda moje delfinki w łazience ciągle jeszcze pływają na boki, co znacznie utrudnia miłe ” posiadówki”, ale już jestem z Maćkiem umówiona na zakupy nowej deski, bo jemu nikt takiego badziewia, jakie ja kupiłam nie wsadzi. Nie da się ukryć, firma zrobiła bubla , a może ten towar przeznaczony był na nieco mniejsze gabaryty, nie wiem, ale kto teraz stosuje plastykowe ( sic!) wkręty????? Trzeba więc pojechać do jakiejś porządnej firmy i naocznie samemu stwierdzić, czy jakość towaru jest odpowiednia i dopiero kupować, a nie zgadzać się na internetowe niesprawdzone buble, coby tam pochlebnego o tym towarze tam nie napisano.
Czyli pierwszy dzień miesiąca grudnia minął mi całkiem miło, rano na dłuższym spaniu ( co prawda wstałam około 7, ale potem stwierdziłam, że trzeba jeszcze trochę sobie ewentualnie pospać), a potem na bardzo wydatnie korzystnej dla mnie wizycie Złotej Rączki – Maćka.
Dlatego ten wpis jest późnym popołudniem robiony, mam nadzieję, że zostanie jednak przeczytany
Miłego miesiąca grudnia i fajnego weekendu życzę