Dzisiaj zaskoczę Cię kolorem róży moja Przyjaciółko Ulu. Prawda, że nietuzinkowy kolor? Taki intensywnie niebieski, zupełnie jak mój kolor oczu.
Pewnie nie pamiętasz, że takiego koloru mam oczy, musisz mi uwierzyć na słowo, ale przyjdzie mam nadzieje w końcu czas, ze sama sobie to
sprawdzisz 🙂
Uleczko Kochana! Mija dzień za dniem, na razie w kolorze bieli, cóż robić, taka pora roku, ale sama pisałaś ostatnio, że na przykład Twoja Magda i jej Rodzinka akurat cieszą się, że tyle śniegu wokoło, na pewno spędzą wspaniały czas na nartach i wrócą szczęśliwi i opaleni, bo podobno słonko ma coraz mocniej świecić no i zdrowi, co szczególnie dla dzieci jest wskazane, bo nie mieszkają co prawda jak Ty w mieście, ale ruch na świeżym, górskim i ostrym powietrzu jest najzdrowszy pod słońcem, a okolice Izdebnej są prześliczne i na pewno wolne od tego wszędobylskiego smogu.
Dlatego cieszę się, że i Ty na troszkę z na pewno też zadymionego Poznania wyjedziesz i połapiesz świeżego powietrza do płuc, zwłaszcza na wspaniałych, zimowych spacerów z Oli – Żabą. Tylko nie wiem, czy jej akurat śnieg się spodoba, bo znając moją Pepę wiem, że psy tzw „niskopienne”, do których należą buldożki francuskie, nie za bardzo lubią mieć mokre od śniegu brzuszki. Ale wiem, że Ty doskonale dasz sobie z tym problemem radę, będziesz ją, nawet wbrew jej oporom, wyciągała na fajne spacerki i dlatego życzę Tobie miłego odpoczynku, wraz ze swoją ulubienicą Oli. Wracaj do Poznania szczęśliwa i zdrowa, uważaj, żebyś się nie przeziębiała i nie mokła, bo teraz niestety znów jakiś wybitne złośliwy wirus grypo- podobny panuje i daje sporo potem komplikacji.
Mam cichą nadzieję, że na ten wyjazd zaopatrzyłaś się w laptop i dzisiaj do mnie tutaj zaglądniesz, będzie mi jak zwykle bardzo miło, uwielbiam czytać Twoje komentarze, bo to jest prawie tak, jakbyśmy siedziały koło siebie i ze sobą rozmawiały. Ale i na to przyjdzie w końcu czas, że spotkamy się w cztery oczy, bez pośrednictwa internetu, prawda?
No to posyłam Ci serdeczne całusy i pozdrowienia z bardzo zimowego i mroźnego wciąż jeszcze Krakowa i….do następnego spotkania w moim blogu.
Niestety prognoza pogody jest tak samo nieprzewidywalna, jak polityczne obietnice i co rusz jest całkiem inaczej, niż zapowiadali.
Już miały nadejść cieplejsze dni i temperatury powyżej zera, ale Celsjusz ciągle jeszcze jakoś ujemnie się o pogodzie wypowiada i strąca ten nieszczęsny słupek rtęci uparcie w dól. Co troszkę słupek o stopień, dwa się polepszy, zaraz wieczorem znów leci na łeb na szyję. Co prawda nie ma już tych wielkich 20 – sto stopniowych mrozów, ale w nocy termometr oscyluje w granicach minus 10 minus 15 stopni. a rano dzisiaj było też około minus 10 na termometrze w Krakowie.
Wczorajsza noc tez była raczej mroźna.
Dała mi popalić zima tego roku oj dała. Nie dość, że zimno przez szpary drzwi wejściowych z klatki schodowej wpadają do mojego mieszkania, to w dodatku niezbyt szczęśliwie mam usytuowany tapczan, który graniczy ze ścianą, za którą są już tylko schody na klatce i w związku z tym ta ściana jest przeraźliwie zimna i wieje od niej chłód.
Powinnam sobie kupić taki dywanik i zawiesić go na tej ścianie, ale ponieważ na razie nie mam takiej możliwości, ratuję się jak mogę, czyli ułożyłam za moją głową swoistą barykadę z poduszek i z koca, bo właśnie najbardziej jest zimna ta ściana nad moją głową, gdy kładę się do łóżka czuję, jak wiatr hula po moich ramionach. Nie jestem pewna, na ile ta barykada mi pomoże, albowiem śpię dosyć nerwowo i jest wielkie prawdopodobieństwo, że przez sen wszystko pozrzucam na ziemię, ale przynajmniej będę zasypiała w nieco cieplejszej temperaturze. Bo i tak śpię ubrana jakbym w igloo mieszkała, w getrach, dwóch swetrach, obowiązkowo w grubych skarpetach na nogach, koszulki nocne poczekają sobie na mnie grzecznie w szufladzie, aż do cieplejszych nocy.
Byle do wiosny, byle do wiosny, bo ja już tej zimy mam dosyć. Zawsze mieszkałam w „cieplarnianych „warunkach i teraz ta zima całkiem zbiła mnie z pantałyku.
Ale wczoraj zauważyłam, że zmrok robi się nieco później, niż jeszcze niedawno, wczoraj szarówka zaczęła się dopiero około 16.30. Teraz te dnie będą już coraz dłuższe. Co prawda rano jeszcze dosyć długo jest ciemno, ale……. na pewno w końcu doczekam się, że będę się budziła nie ciemnym świtem, a słonecznym dniem. No i doczekam się………. tej kawy na pięknym, nowym i olbrzymim jak salon tarasie Magdy, jeszcze troszkę cierpliwości….
Dzisiaj idę na wizytę do przemiłego pana doktora Chirurga – ortopedy, na pewno zrobi porządek z tym moim kolankiem i będę mogła znów porządnie, a nie kulawo na niego chodzić. Na razie okrutnie mi ono dokucza, szczególnie w nocy, mimo,że przecież jestem wydawałoby się w ekskluzywnej, leżącej pozycji, nic bardziej mylnego, gdy noga jest zbyt długo wyprostowana (a nad tym nie czuwam w nocy) zaczyna się tak wielki ból, że potrafi mnie on nawet obudzić. Wtedy z wielkim trudem, zagryzając zęby, staram się jakoś to kolanko uruchomić, ale to jednak trochę trwa, więc zawsze za sobą mam dosyć ciężką noc.
Nie wiem, na ile mi ta blokada pomoże, z jednej strony działa jednak przeciwbólowo, ale z drugiej strony, sterydy podawane do stawu po prostu go niszczą.
Czyli nie jest to najlepsza możliwość, tylko, że jakoś trzeba egzystować, a na co dzień cierpieć nie jest wcale takie wspaniałe, jakby to słynne powiedzenie „cierpienie uszlachetnia” miało niezbywalną rację – najwidoczniej autor tej myśli nigdy tak naprawdę nie cierpiał.
Dosyć już biadolenia na temat mojego bólu, bo od tego on nie ustanie, niestety trzeba zadziałać w inny sposób.
Wydawałoby się, że to będzie jednak przyjemna środa, bo słonko dosyć optymistycznie za oknem do nas się uśmiecha, więc i ja do Was dzisiaj się uśmiecham i życze przyjemnego i spokojnego dnia.