GRAMY dO KOŃCA ŚWIATA I O JEDEN DZIEŃ DŁUŻEJ !!!!!
Wczoraj Oliwia, córka Magdy, bawiła się na swoim pierwszym poważnym dorosłym balu, balu studniówkowym, a za tydzień również i na swojej studniówce balować będzie córka Maćka – Wiktoria.
Ale ten czas leci, a dopiero co obie jeździły w żłobku na nocnikach, jak nic, ten obraz pozostał w mojej pamięci. Pani wychowawczyni wszystkie dzieci z grupy sadzała na nocnikach, aby jedno, od drugiego brało przykład i uczyło się, że pielucha nie jest już potrzebna. Pocieszny naprawdę był to obraz.
A teraz obie panny pewnie zaczerwieniłyby się, gdybym im o tym opowiadała. Teraz już są dorosłe, w zeszłym roku przekroczyły magiczny 18 – sty rok życia , a za 100 dni „utwierdzą” swoją dojrzałość egzaminem maturalnym.
Chwilkę, kiedy to było, gdy ja na studniówkę z z dwoma kolegami, ze Zbyszkiem i Januszem wyruszałam? No tak, minęło już równo 60 lat, kawał czasu, a pamiętam ten dzień jak dzisiaj, Wspomnienie to mile w mojej głowie pozostało, zwłaszcza powrót z balu przed 23 godziną, gdy, ku zgorszeniu bogobojnej pani dozorczyni, chłopaki odstawiły przedstawienie i jeden z nich klęcząc na schodach mi się oświadczał. Oczywiście wszystko odbyło się na niby, myśmy mieli wspaniałą z tego zabawę, a zgorszona pani dozorczyni omalże z oburzenia nie dostała palpitacji serca. Miała za to co na drugi dzień w maglu i w sklepie Dzieci Marii opowiadać. Ha, sklep Dzieci Marii, to był mały sklepik spożywczo – jarzynowy, prowadzony przez siostry zakonne, w którym można było kupić pyszny prawdziwy biały wiejski ser, wiejskie masło, różne jarzyny a dla dzieci były różnego rodzaju cukierki i olbrzymie, kolorowe lizaki. Właśnie w tym sklepie była znana wylęgarnia wszelakich plotek, podawanych potem sobie dalej, ku uciesze i zgorszeniu wszelkich pań służących i nianiek, bo takie osoby pracowały wówczas w domach prominentnych osób.
Dawniej taki bal maturalny wyglądał zupełnie inaczej, niż obecnie. Przede wszystkim odbywał się on w szkole, w sali gimnastycznej, dziewczyny ubrane były skromnie, obowiązkowo w czarnej spódnicy i białej bluzce, bez żadnych zbytecznych ozdób, a spódnice musiały być w szkolnym wzorcu, czyli zasłaniające kolana, bez żadnych rozporków, odsłaniających kolanko.
Oczywiście cały czas zabawa trwała pod czujnym okiem grona nauczycielskiego, który baczył, czy gdzieś po bokach, nie daj Panie Boże, nie pije się zakazanego wtedy alkoholu.
Zabawa trwała od godziny 17 – 18 najwyżej do godziny 22, po niej wszyscy grzecznie wracali do swoich domów.Takie to były wtedy siermiężne czasy, a młodzież musiała się prowadzić należycie i grzecznie, nie można było dopuścić do żadnych ekscesów, aby przed samą maturą nie zostać relegowanym ze szkoły.
Prawdziwy bal dla dorosłych odbywał się już po maturze, był to tak zwany komers, na którym spotykaliśmy się po raz ostatni wszyscy razem i na którym dopuszczalne były już balowe stroje i kieliszek alkoholu. Ale kto mógł wtedy zagrozić dojrzałym już, jakby nie było, osobom??
Nie wiem, czy teraz urządza się również komersy, ale bal maturalny jest właściwie pierwszym takim „dorosłym” balem, dziewczyny i chłopcy odświętnie ubrani, oczywiście dziewczyny występują w sukniach balowych, a zabawa urządzana jest w lokalu i trwa aż do białego rana.
Inne czasy, inne bale, ale kto wie, czy pod czujnym okiem obecnego rządu, znów nie powrócimy do tych „ugrzecznionych” studniówek, aby nie gorszyć innych i żyć zgodnie z dekalogiem, jakby on mógł w czymś takim przeszkodzić.
Obym nie była złą wróżką…..
Trzymajcie się ciepło moje Dziewczyny, bo wczoraj była zabawa, był fan, ale przed wami jeszcze tylko 100 dni nauki, a potem ciężka próba pierwszego poważnego, życiowego egzaminu, od którego zależeć będzie Wasza przyszłość. Oby Wam się wszystko pomyślnie powiodło 🙂
Nie darmo mnie wczoraj lewe kolanko wielkim rwaniem przestrzegało : oj, będzie śnieg padał.
I miało rację, dzisiaj obudziłam się, a tu bielutko wokoło. I co najgorsze, nadal sypie i sypie. A wszystko to wina niżu o pięknym imieniu Egon, który przywędrował do nas z Niemiec i teraz nam dokucza. W Niemczech już swoje nawyrabiał, zasypało ich kompletnie, no to teraz do nad tego Egona przywiało.
Z tego jeszcze jeden wniosek można wysnuć, że moje kolanko niestety nie jest jeszcze nie tylko wyleczone, ale nie jest też nawet podleczone, dalej mną rządzi, mimo, że poddałam się torturze blokady i mimo, że dzielnie i starannie lekarstwa zażywam.
Pewnie tak mu już zostanie, nie sądzę, żeby kiedyś przestał mi dokuczać. Najgorsze jest wstawanie po nocy, gdy czuję, że mam kolano zablokowane, nie chce się zginać, potem troszkę boli, ale jeszcze da się jakoś wytrzymać. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Więc muszę ten swój ból po prostu pokochać i już, nie ma innej rady. Na szczęście nikt nie widzi, jak krzywię się, wstając z łóżka, to jeszcze jedna zaleta mieszkania samotnie, nikomu moje grymasy nie przeszkadzają.
Życzę przyjemnej niedzieli, oby nas tylko całkiem nie zasypało, bo jutro do pracy jakoś dojechać trzeba 🙂