Wracałam wczoraj z pracy autobusem z Tereską i nagle dałam jej do potrzymania siatkę i zaczęłam w torebce nerwowo szukać papierosów, aby jednego zapalić, gdy tylko z autobusu wyjdę.
Jakiś starszy pan obserwował moje nerwowe ruchy i skomentował : nie wolno palić. Uśmiechnęłam się i powiedziałam, ja nie palę wolno, ja palę całkiem szybko, a potem, po kilku przekomarzaniach się z owym panem, powiedziałam : widzi pan, mnie nikt nie przegada, ja zawsze wygrywam.
I tu pan popatrzył na mnie uważnie i odpowiedział : nieprawda, właśnie pani przegrała, przegrała z papierosem, który panią rządzi.
Pomyślałam sobie : Boże, on ma rację. Taki mały papieros, takie nic, kawałek bibułki, w którą zawinięta jest garstka tytoniu, ma nade mną władzę.
Czy przestałam w związku z tym palić? Na razie nie, ale wczorajsza rozmowa bardzo dużo dała mi do myślenia.
Już przecież kiedyś nie paliłam prawie 5 lat, po jakiego diabła wracałam do tego zgubnego nałogu?
Oczywiście nie wspominam tutaj o tym okresie, gdy paliłam elektronika, bo wtedy, jakby nie było, też trułam się nikotyną, no może był on lepszy od prawdziwego papierosa o tyle, że nie miał tych substancji smołowych, ale to było tylko oszukiwanie się, powiedzmy to sobie w oczy.
Jeżeli chce się zerwać z nałogiem, to trzeba definitywnie, raz, a skutecznie to zrobić, a nie szukać jakichś zastępczych preparatów.
Tylko, czy ja na pewno tego chcę?
Są takie momenty, które nieodwołalnie kojarzą się z zapaleniem papieroska, na przykład picie porannej kawy. To jak na razie jedna moja poranna przyjemność, na którą czekam już od wieczora, rozmarzona, ach, jutro rano wstanę, zrobię sobie kawusię i…zapalę papieroska. I już od razu weselej na duszy mi się robi. To wcale nie oznacza, że palę tylko tego jednego papieroska dziennie, to by było całkiem nieźle, tak mniej więcej wypada mi około 1 paczka dziennie, to jest niby dużo, ale pamiętam czasy, gdy paliłam tak mniej więcej dwie, a czasami i trzy paczki za jeden dzień.
Oczywiście zgodnie z powiedzeniem : po dobrym jedzeniu nie zapomnij o paleniu, po każdym posiłku też sięgam po papierosa, obowiązkowo!!!!
Nauczyłam się tylko, że nie palę w pokoju, szczególnie teraz w zimie, gdy wietrzenie jest utrudnione. Zresztą taki dym wciska się do firanek, do obić mebli, nawet do kapy na tapczanie. Dlatego wychodzę na papierosa do kuchni, gdzie mogę sobie otworzyć okno i przewietrzyć. Kiedyś, gdy nie stosowałam takich ograniczeń, bezwiednie sięgałam co chwilę po tą truciznę i paliłam właściwie praktycznie jeden za drugim, bo papierosy zawsze miałam koło siebie, na komodzie, wystarczyło tylko po nie rękę wyciągnąć.
Czyli jakiś postęp jest, ale jeszcze nie pora na odtrąbienie zwycięstwa, na ten moment muszę jeszcze poczekać, jeszcze do niego dojrzeć.
Chociaż wiem, że jest to możliwe, przykładem mogą być i Basia i Maciek, którzy bezpowrotnie przestali palić.
TYLKO TRZEBA CHCIEĆ !!!!!!!!!!.
Dzisiaj znów wstał ponury i mglisty poranek, co oczywiście bardzo boleśnie odczulam w moim lewym kolanku, ono chyba już nigdy nie przestanie mnie boleć.
Ale gdy przeczytałam swój wynik rtg, chwyciłam się za głowę ile tych zmian w obu kolanach posiadam, wcale nie dziwne, że tak mi dokucza.
Wczoraj też poranek był ponury i co? potem pięknie się rozpogodziło, słonko zaglądało przez okno do mojego pokoju, no i spacer do pracy nie był taki niemiły, bo chociaz mróz lekko szczypał w policzki, ale przynajmniej chodniki były już prawie czyste, bez śladu lodu, czy śniegu.
A teraz, gdy mi to kolano dokucza i muszę każdy mój krok dobrze wyważyć, jest to dla mnie niezwykle ważne.
Życzę zatem słoneczka na dzisiejszy dzień, bo od razu człowiekowi lżej jest na duszy i radośniej jakoś………..