
Wszystkim Kotkom, tym szaro burym dachowcom, tym rudym i tym wysoko urodzonym w Dniu Ich Święta łapkę serdecznie ściskam.
Nasze miłe pupilki to szaleni indywidualiści, robią to, na co w danej chwili mają ochotę, wcale nie przejmując się swoimi właścicielami, chociaż trzeba przyznać, że są do nich bardzo przywiązani, ale kochają ich na swój koci sposób
Pamiętam, jak w nieco przedłużonej gościnie był u mnie kot Banzaj.
Podczas pierwszej wizyty bardzo długo mnie po prostu nie tolerował, gdy siadałam koło niego na kanapie ostentacyjnie przenosił się w inne miejsce, jakby chciał powiedzieć: ” odejdź, nie lubię cię, ja mam swoją ukochaną panią Dianę i tylko jej dam się do siebie zbliżyć, dam się pogłaskać.
Uwielbiał przesiadywać na parapecie okna i przez szybę obserwować ulicę, wyglądając na niej swojej Diany, czemu dawał wyraz swoim przejmującym miauczeniem, które wyraźnie przekładało się na słowa „Diana, Diana”.
Czyżby Banzaj nauczył się mówić?
Po kilku dniach troszkę się uspokoił i uznał, że Ciotka Ewa nie jest taka zła, wszak codziennie rano przygotowuje dla niego miseczkę z pysznym kocim jedzonkiem (zresztą każdego dnia miał inną saszetkę, a to z wołowiną, a to z kurczakiem, czy z rybką – po prostu podlizywałam mu się, nie da się tego ukryć). Już przede mną nie uciekał, dawał się pogłaskać, a z czasem nauczył się jeździć na moim ramieniu. Może „myślał”, że poprzedni właściciele go porzucili i musi się do nowego już przyzwyczajać?????
Ale i tak na pieszczoty pozwalał tylko wtedy, gdy jemu to odpowiadało, często po prostu wybierał samotność. Nie można było powiedzieć, że był kotem gościnnym, niezbyt lubił towarzystwo, gdy tylko usłyszał dzwonek domofonu, natychmiast wynosił się do łazienki i chował się tam za brodzikiem i z kryjówki wychodził dopiero wtedy, gdy nieproszony gość sobie już poszedł, albo gdy uznał, że ewentualnie można zbadać panującą sytuację, czy można ewentualnie łaskawie się z przybyłym gościem przywitać. Oczywiście wszystko zmieniło się, gdy Ksawery po niego po 2 tygodniach przyszedł, by zabrać go do domu, Banzaj bardzo chętnie mnie opuścił i z radością do swojego domku powrócił.
Druga nieco dłuższa wizyta Banzaja w moim domu była mniej dramatyczna, ale nie mniej sfrustrowany następną zmianą, potrafił zostawiać złośliwe ślady swojego kociego niezadowolenia. No i znów oczywiście jego ulubioną kryjówką przed nieznajomymi była łazienka, a dokładnie bezpieczne miejsce za, a właściwie pod brodzikiem. Nawet Ksaweremu trudno go było stamtąd wyciągnąć, musiał demontować dół brodzika. by upartego i bardzo obrażonego kociaka stamtąd wyciągnąć.
Taki był ten kot Banzaj.
Teraz pewnie miałby kłopoty z kryjówką w łazience, bo miły zakątek za brodzikiem został już usunięty, a brodzik do ściany już jest mocno przytwierdzony, nie pozostawiając żadnej nawet szczeliny do wślizgnięcia się pod nią.
A może kiedyś znów mnie ten łobuz Banzajek, czyli Bandziorek, jak go pieszczotliwie nazywałam, odwiedzi???
To takie moje kocie wspomnienia związane z Ich świętem.
Lubię kotki, ale jednak zdecydowanie wolę psy, co już nie raz podkreślałam, może dlatego, ze psy są bardziej przyjacielskie, bardziej potrafią ujawniać swoje uczucia do właścicieli????
A ponieważ nie mam warunków na posiadanie psa, nie będę miała żadnego zwierzątka w domu. Wracam się do lat dziecinnych i miś Panda, oraz mały kudłaty misiek, którego kiedyś tam dostałam od koleżanki j i małpka muszą mi do towarzystwa wystarczyć. Zresztą Panda pozostała u mnie po wyprowadzce Kamilki jeszcze ze Smoleńsk i tu ze mną też się przeprowadziła, a małpkę dostałam też kilka lat temu od Oliwki.
Zresztą w każdym człowieku drzemie coś jeszcze z dziecka, więc takie pluszaki są miłym powrotem do tamtych lat.
Można powiedzieć, że pogoda robi nam się coraz bardziej wiosenna, dzisiaj w Krakowie ma nawet podobno być nawet 15 stopni ciepła, więc jak na miesiąc luty, całkiem spora temperatura. Zresztą przyroda też jest nieco tą temperaturą dezinformowana i na wszelki wypadek nieśmiałe drobne pierwsze pączki na drzewach gdzieniegdzie się pojawiają.
Przeszkodą jest tylko dokuczliwy wiatr, który kapelusze z głów może zrywać, ale przynajmniej nie pada deszcz i łamanie rozłożonych parasoli nam nie grozi.
Z tych przykrych raczej wiadomości muszę odnotować następną stratę, jaką poniosła polska kultura, wczoraj odszedł on nas nieodżałowany reżyser Jerzy Gruza, którego kultowe filmy i seriale są nam wszystkim doskonale znane.
Smutne, odszedł następny Wielki Artysta z grona tych, którzy kojarzą mi się z moją epoką. Znów coś się skończyło…….
O polityce nie bardzo chce mi się dzisiaj nawet wspominać, po wczorajszej niezwykle barwnym widowiskowo i ideowo , ale całkowicie bezbarwnym merytorycznie hucznym rozpoczęciu Dudowej kampanii mogę tylko powiedzieć : NIHIL NOVI SUB SOLE Jak dotąd pisowscy kłamali, tak nadal kłamią i starają się zaczarować rzeczywistość, pisia propaganda leje się wprost hektolitrami, jednak nie są tak już całkowicie przekonywujący, jak poprzedniej kampanii.
DUDA, NIE WRZESZCZ NA NAS, MY SIĘ CIEBIE NIE BOIMY, CO PRZY URNACH POKAŻEMY!!!!!
Miłego i kolorowego poniedziałku, szukajmy tych małych zaczątków listków na drzewkach, bo to przynosi radość, że przyroda pomału budzi się do życia, pora, żebyśmy i my się już obudzili. JUŻ NA TO CZAS !!!!
Życzę też udanego całego tygodnia.
P.S Aha! Darce, która mnie wczoraj ze swoim Tatą Maćkiem odwiedziła, też moja łazienka bardzo się spodobała.
Zresztą i V.I.P. był wczoraj pod wrażeniem, gdy dzieło Wojtka mógł podziwiać.
I wcale się nie dziwię, bo po prostu mam cacusianą tę łazieneczkę.
Uwielbiam w niej przebywać!!!!!