zielona środa

Pomarzyć można przecież Uleczko, prawda?
A że dzisiaj kolejna środa i to nieco w wiosennych barwach, więc i dzisiejsza różyczka dla Ciebie jest zielona.
Zieleń to  kolor natury, kojarzy się z życiem i harmonią. Stanowi też  kolor uzdrowienia,  nadziei  i wolności, czyli to wszystko o czym myślę, a wiem, że i Tobie te wartości są bliskie.
Więc życzę Tobie ( i sobie też), aby wszystkie te przesłanki tej pięknej zielonej różyczki się spełniły, bo życie w harmonii i nadziei jest bardzo przecież ważne, a i o tę prawdziwą wolność, bez żadnych zakłamań i perfidii będziemy niedługo, bo już w maju, upominać się podczas prezydenckich wyborów.
Bądź Uleczko szczęśliwa i wesoła na tym przedwiośniu, bo ten najpiękniejszy czas wciąż jest przed nami, już tylko o kilka kroków.

Wczoraj miałam bardzo przyjemny czas, bo miałam miła wizytę Diany, Ksawra i oczywiście Kochanej Zelduni.
Mój Boże, jeszcze nie tak dawno przynoszono ją jako małą kukiełkę, zawiniętą w kocyk, a ja wyobrażałam sobie moment, gdy Zeldunia będzie biegała wesoło po moim mieszkaniu.
A było jej wczoraj pełno wszędzie, trzeba było mieć oczy na około głowy, bo strasznie jest ciekawska, w każdy kącik zaglądała, a już wszelkie kurki od kuchenki i od pralki niezmiernie ją interesowały, co chwilę je przekręcała i trzeba było ją bardzo pilnować. Co prawda miała do dyspozycji świeżo wyprane, pachnące zabawki: misia Pandę, oraz pluszowego małego misia i mapkę, ale jednak kurkami tak fajnie się kręciło, no a pralka świeciła przecież kolorowymi lampkami……. zdecydowanie były one ciekawsze od zabawek. Spryciula z tej Kochanej Zelduni.
No ale na koniec zwyciężyła bajka puszczona na laptopie, która tak się Zelduni spodobała, że nawet nie chciała się ubierać, gdy przyszła pora powrotu do domu, jej sprzeciw był bardzo zdecydowany NIE i już.
Nie muszę chyba dodawać, że zarówna Diana jak i Ksawer byli pod wrażeniem mojej łazienki, ale również i nowa część kuchni również im się bardzo spodobała. Rzeczywiście, teraz zlewozmywak wraz ze szafkami, jedną na dole, pod zlewozmywakiem, gdzie można schować w jednej połowie kosz na śmieci i w drugiej są półki na wszelakie potrzebne w kuchni płyny do sprzątania, a drugą podświetlaną, wiszącą szafką , w której jest schowany ociekacz na naczynia zupełnie zmienił wygląd całej kuchni. Zupełnie inaczej kuchnia wygląda, gdy nic nie jest na wierzchu, wszystko jest pochowane, jest teraz po prostu w kuchni porządek.
Bo nic tak nie zagraca mieszkania, jak porozwalane w nieładzie śmieci (mimo, że były w kuble, ale „straszyły”), czy umieszczone na wierzchu (tak jak miałam) wszelakie butelki z płynami, czy ociekające na wierzchu naczynia.
Zresztą sam „oblazły” stary zlewozmywak, który pamiętał chyba Cesarza Franciszka, obramowany nieco nadgniłą już ze starości dyktą zawsze mnie deprymował – to trzeba było koniecznie zmienić, skoro nikt przede mną tego nie chciał zrobić.
Każdego dnia na nowo odkrywam piękno mojej łazienki i czuję tę radość z tego, że jednak się zdecydowałam na tę zmianę, a tu muszę przyznać, że duchowe ( i nie tylko) wsparcie Maćka bardzo mi w tym pomogło i za to jestem Mu bardzo wdzięczna. Zresztą to Maciek był niejako architektem tej nowej łazienki, a jej przemeblowanie bardzo pozytywnie na wygląd łazienki wpłynął, zrobiła się optycznie jakby nieco większa, niż poprzednio, może to szczegół, ale na przykład przeniesienie zwyczajnej muszli klozetowej w inne miejsce już spowodowało, że zrobiło się w łazience luźniej. Resztę dopełnił oczywiście Wojtek, który szafkami uczynił tę łazienkę bardziej funkcjonalną, a jej oświetlenie, prócz głównego górnego światła dodatkowymi małymi dwoma lampkami dodała łazience uroku.
No nie, trzeba powiedzieć, że miałam wielkie szczęście podczas tego remontu, a dzieci mojej Siostry, zarówno Magda, jak i Maciek, stanęły na wysokości zadania, gdyby nie Oni, pewno nadal musiałabym się w tym koszmarku, jaki był, pluskać.
Ale nie tylko za tę łazienkę Ich kocham……….. Jak to dobrze, że Ich mam 🙂
Znalazłam ( przy pomocy Darki zresztą) kiedyś zdjęcie z poprzedniej łazienki, oczywiście tylko jej kawałka, ale królowała na nim ta okropna landara, czyli stara kabina prysznicowa, a za nią stały drewniane półki – to był cały wystrój tej łazienki ( o straszących rurach i wystających ze ściany przewodach nawet nie wspomnę). Zastanawiałam się nawet, czy nie umieścić zdjęcia tego reliktu przeszłości, ale nie chcę nikogo tym koszmarkiem straszyć, a i sama chcę jak najszybciej zapomnieć o tamtych niezbyt miłych kąpielach.
Dzisiaj jest już inaczej, całkiem fantastycznie i dlatego jestem taka naprawdę zadowolona i dlatego tyle o tej łazience piszę.
O nowej łazience i o nowym zlewozmywaku właściwie marzyłam od samego momentu wprowadzenia się na moje tutejsze mieszkanko i proszę, co prawda trzy i pół roku musiałam czekać, ale naprawdę się opłaciło.
Boże, jak ja mogłam tak przez te trzy i pół roku mieszkać???????
Bardzo krytyczna dzisiaj jestem dla siebie, ale w pełni zasłużyłam na tę samokrytykę, dobrze, że się w porę z tego marazmu obudziłam, no i miałam koło siebie bliskich memu sercu ludzi, którym mogłam zaufać i się na nich nie zawiodłam.
Bo co prawda wciąż nie jest to moje własne mieszkanie, ale przecież to ja teraz w nim mieszkam i oby było tak jak najdłużej.
Bo teraz czuję się tak, jakbym od nowa do tego mieszkania się wprowadziła.
Jestem po prostu S Z C Z Ę Ś L I W A !!!!!!!!

Środa wstała nieco pochmurna, ale nic to, przecież dopiero jest dosyć wczesna godzina, chociaż parę dni temu o tej porze słonko już świeciło.
Ale mam nadzieję, ze wiatr chmury przegoni precz i słonko do nas dzisiaj zawita.
Dzisiaj Magda mi zameldowała, że różyczki w Jej ogródku delikatnie już pączki puszczają, czyli jednak zbliżająca się wiosna ma się trochę na rzeczy?
Jak ja lubię tę porę roku, gdy właśnie pączki na drzewach przekształcają się w maleńkie listki……………a ta pora już tuż, tuż……

Miłej i słonecznej środy, niech ptaszki swoim świergotem obwieszczają nam dobrą nowinę, że zbliżają się już te wyczekiwane ciepłe, słoneczne, listkami zielone dni, gdy nasze życie odradza się od nowa.
Może ta wiosna przyniesie nam również i polityczną odnowę Polski???????

Reklama

Lubię sobie takie ładne gify do blogu wstawiać, od razu staje się on, bez względu na jego treść weselszy.
Maszerowałam wczoraj przez mój Park, bacznie się rozgladałam, ale jeszcze śladów wiosny tam nie widziałam. Mój Park jeszcze ciągle pogrązony jest w zimpwym a raczej po zimowym śnie, chociaz słonko świeci i nawet przyjemnie było na moment na ławeczce przycupnac i do słonka twarz wystawić.
Za to przechodząc przez skwerek nidaleko Żabinca, tak na wysokości Ogródka Działkowego stanęłam na chwilę jak wryta, bo na tych niewielkich krzewach zdecydowanie pojawiły się już pączki i maluteńkie, ledwo widoczne, ale jednak zielpne listki.
Czyli wiosna juz nadciaga, jeszcze powoli, jeszcze nieśmiało, ale…..z

A dlaczego o tym piszę? Ano, już niem mogę doczekać się moich wizyt w ukochanym Parku no i nie ukrywam spotkań z Lolą, za którą już się dosyć stęskniłam, wszak minęło już kilka miesięcy, gdy ją tam spotykałam.
Mam nadzieję, że gdy już się ociepli, „owiośni” Lola znów będzie swojego pana na spacerki do Parku wyciągała i znów będziemy mogły piłeczką się pobawić.
Fajnego wtorku,. jak widać niewiele dzisiaj miałam do napisania, czasami tak bywa

Dzień KOTA

Wszystkim Kotkom, tym szaro burym dachowcom, tym rudym i tym wysoko urodzonym w Dniu Ich Święta łapkę serdecznie ściskam.
Nasze miłe pupilki to szaleni indywidualiści, robią to, na co w danej chwili mają ochotę, wcale nie przejmując się swoimi właścicielami, chociaż trzeba przyznać, że są do nich bardzo przywiązani, ale kochają ich na swój koci sposób
Pamiętam, jak w nieco przedłużonej gościnie był u mnie kot Banzaj.
Podczas pierwszej wizyty bardzo długo mnie po prostu nie tolerował, gdy siadałam koło niego na kanapie ostentacyjnie przenosił się w inne miejsce, jakby chciał powiedzieć: ” odejdź, nie lubię cię, ja mam swoją ukochaną panią Dianę i tylko jej dam się do siebie zbliżyć, dam się pogłaskać.
Uwielbiał przesiadywać na parapecie okna i przez szybę obserwować ulicę, wyglądając na niej swojej Diany, czemu dawał wyraz swoim przejmującym miauczeniem, które wyraźnie przekładało się na słowa „Diana, Diana”.
Czyżby Banzaj nauczył się mówić?
Po kilku dniach troszkę się uspokoił i uznał, że Ciotka Ewa nie jest taka zła, wszak codziennie rano przygotowuje dla niego miseczkę z pysznym kocim jedzonkiem (zresztą każdego dnia miał inną saszetkę, a to z wołowiną, a to z kurczakiem, czy z rybką – po prostu podlizywałam mu się, nie da się tego ukryć). Już przede mną nie uciekał, dawał się pogłaskać, a z czasem nauczył się jeździć na moim ramieniu. Może „myślał”, że poprzedni właściciele go porzucili i musi się do nowego już przyzwyczajać?????
Ale i tak na pieszczoty pozwalał tylko wtedy, gdy jemu to odpowiadało, często po prostu wybierał samotność. Nie można było powiedzieć, że był kotem gościnnym, niezbyt lubił towarzystwo, gdy tylko usłyszał dzwonek domofonu, natychmiast wynosił się do łazienki i chował się tam za brodzikiem i z kryjówki wychodził dopiero wtedy, gdy nieproszony gość sobie już poszedł, albo gdy uznał, że ewentualnie można zbadać panującą sytuację, czy można ewentualnie łaskawie się z przybyłym gościem przywitać. Oczywiście wszystko zmieniło się, gdy Ksawery po niego po 2 tygodniach przyszedł, by zabrać go do domu, Banzaj bardzo chętnie mnie opuścił i z radością do swojego domku powrócił.
Druga nieco dłuższa wizyta Banzaja w moim domu była mniej dramatyczna, ale nie mniej sfrustrowany następną zmianą, potrafił zostawiać złośliwe ślady swojego kociego niezadowolenia. No i znów oczywiście jego ulubioną kryjówką przed nieznajomymi była łazienka, a dokładnie bezpieczne miejsce za, a właściwie pod brodzikiem. Nawet Ksaweremu trudno go było stamtąd wyciągnąć, musiał demontować dół brodzika. by upartego i bardzo obrażonego kociaka stamtąd wyciągnąć.
Taki był ten kot Banzaj.
Teraz pewnie miałby kłopoty z kryjówką w łazience, bo miły zakątek za brodzikiem został już usunięty, a brodzik do ściany już jest mocno przytwierdzony, nie pozostawiając żadnej nawet szczeliny do wślizgnięcia się pod nią.
A może kiedyś znów mnie ten łobuz Banzajek, czyli Bandziorek, jak go pieszczotliwie nazywałam, odwiedzi???
To takie moje kocie wspomnienia związane z Ich świętem.
Lubię kotki, ale jednak zdecydowanie wolę psy, co już nie raz podkreślałam, może dlatego, ze psy są bardziej przyjacielskie, bardziej potrafią ujawniać swoje uczucia do właścicieli????
A ponieważ nie mam warunków na posiadanie psa, nie będę miała żadnego zwierzątka w domu. Wracam się do lat dziecinnych i miś Panda, oraz mały kudłaty misiek, którego kiedyś tam dostałam od koleżanki j i małpka muszą mi do towarzystwa wystarczyć. Zresztą Panda pozostała u mnie po wyprowadzce Kamilki jeszcze ze Smoleńsk i tu ze mną też się przeprowadziła, a małpkę dostałam też kilka lat temu od Oliwki.
Zresztą w każdym człowieku drzemie coś jeszcze z dziecka, więc takie pluszaki są miłym powrotem do tamtych lat.

Można powiedzieć, że pogoda robi nam się coraz bardziej wiosenna, dzisiaj w Krakowie ma nawet podobno być nawet 15 stopni ciepła, więc jak na miesiąc luty, całkiem spora temperatura. Zresztą przyroda też jest nieco tą temperaturą dezinformowana i na wszelki wypadek nieśmiałe drobne pierwsze pączki na drzewach gdzieniegdzie się pojawiają.
Przeszkodą jest tylko dokuczliwy wiatr, który kapelusze z głów może zrywać, ale przynajmniej nie pada deszcz i łamanie rozłożonych parasoli nam nie grozi.

Z tych przykrych raczej wiadomości muszę odnotować następną stratę, jaką poniosła polska kultura, wczoraj odszedł on nas nieodżałowany reżyser Jerzy Gruza, którego kultowe filmy i seriale są nam wszystkim doskonale znane.
Smutne, odszedł następny Wielki Artysta z grona tych, którzy kojarzą mi się z moją epoką. Znów coś się skończyło…….

O polityce nie bardzo chce mi się dzisiaj nawet wspominać, po wczorajszej niezwykle barwnym widowiskowo i ideowo , ale całkowicie bezbarwnym merytorycznie hucznym rozpoczęciu Dudowej kampanii mogę tylko powiedzieć : NIHIL NOVI SUB SOLE Jak dotąd pisowscy kłamali, tak nadal kłamią i starają się zaczarować rzeczywistość, pisia propaganda leje się wprost hektolitrami, jednak nie są tak już całkowicie przekonywujący, jak poprzedniej kampanii.
DUDA, NIE WRZESZCZ NA NAS, MY SIĘ CIEBIE NIE BOIMY, CO PRZY URNACH POKAŻEMY!!!!!

Miłego i kolorowego poniedziałku, szukajmy tych małych zaczątków listków na drzewkach, bo to przynosi radość, że przyroda pomału budzi się do życia, pora, żebyśmy i my się już obudzili. JUŻ NA TO CZAS !!!!
Życzę też udanego całego tygodnia.

P.S Aha! Darce, która mnie wczoraj ze swoim Tatą Maćkiem odwiedziła, też moja łazienka bardzo się spodobała.
Zresztą i V.I.P. był wczoraj pod wrażeniem, gdy dzieło Wojtka mógł podziwiać.
I wcale się nie dziwię, bo po prostu mam cacusianą tę łazieneczkę.
Uwielbiam w niej przebywać!!!!!

dobre słowo na niedzielę

A ze ładny dzionek wstał sobie, słonkiem skoro świt zaświecił, piękny kobiecy portrecik dzisiaj Wam zamieszczam.
Przyjemnie jest tak zaczynać niedzielę, mimo, że właściwie ponad pól nocy się znów nie przespało. Nie wiem, czy jakieś zawirowania w tej pogodzie są, czy co, w każdym bądź razie wiele nocnych godzin spędziłam na oglądaniu na Neflixie serialu Grand Hotel.
Podobno kiedyś ten serial „leciał: w naszej polskiej telewizji. Nawet muszę przyznać, że jest ciekawy, sporo rzeczy w nim się dzieje, czasami niesamowitych, z pogranicza dwóch światów, czasami z podle realnymi knowaniami, ot takie, jakie jest i nasze życie.
Nie chcę psuć sobie i Wam tej pięknej niedzieli, tylko wspomnę, że festiwal kłamstw w pisowskim wydaniu Kampanii Prezydenckiej już się wczoraj rozpoczął. Ale było szumnie i kolorowo, im więcej kłamstw, tym więcej bara, które mają chyba te wszystkie nieprawności przykryć.
Ciekawe, ile ludzi nabierze się na ten blichtr?
I tak aż do 10 maja będą nas mamić czczymi obietnicami „najwspanialszego prezydenta RP”.
Czy tez tak sądzicie, że jest najwspanialszym prezydentem? ja mam całkiem odmienne zdanie, co na pewno potwierdzę krzyżykiem w odpowiednim miejscu na liście wyborczej, bynajmniej nie przy nazwisku DUDA.
A z ciekawostek z tamtego wczorajszego dnia to jedna z wyliczanek w wykonaniu nad prezesa zalet obecnego pana prezydenta to :”ma żonę”
No tak, stary kawaler chyba musi zazdrościć, że istnieje taka instytucja jak żona, szkoda, że tak późno sobie o tym przypomniał, może trochę mniej żółci teraz by się z niego wylewało, gdyby te miody małżeństwa na sobie poczuł?
No dobra, nie będę się nad starokawalerstwem owego pana rozprawiała, tym bardziej, że ja też jestem panienką i to już raczej tego nieco starszego sortu, ale mimo to tyle złości w sobie nie posiadam,. może dlatego, że jednak miałam kogo kochać, był ktoś ważny koło mnie w życiu???
Bo tak własnie w życiu jest, nie można go strawić tylko na żalach i złościach, czasami kawałek serca trzeba pokazać ludziom, nie tylko kotom.
I znów nadmienię, że nie mam nic przeciwko kotkom, miłe nawet z nich są stworzenia, zresztą podobnie i psy, ale jednak zwierzęta nie mogą być jedyną kwintesencją naszego życia.
Ale nie mi jest dane meblowanie komuś życia, każdy żyje według własnego pomysłu, byleby przy tym innym życia nie zatruwał.

Odpoczynku wiele na dzisiaj, podobno to ma być bardzo ciepły, jak na te porę roku i słoneczny dzionek.
Dzisiaj zauważyłam, że już około 6.30 robiło się widno za oknem, a tak niedawno jeszcze wtedy pełna noc trwała….

jeden mały niby gest, a ile znaczy

Przedstawicielka Pisu, ba, nawet potencjalna rzeczniczka kampanii wyborczej Andrzeja Dudy, Joanna Lichocka, pokazała wszystkim Polakom, w jakiej części ciała ona, a wraz z nią cały Pis ma swoich i nie swoich wyborców.
Bo jeżeli nawet choroba nowotworowa nie dotyczy akurat jakiejś pojedynczej, wybranej osoby, to nie wierzę, że nie ma ona w bliższej, czy dalszej rodzinie kogoś, kto z ta. chorobą się zmagał, albo jeszcze zmaga.
Znam tę sprawę ze swojego życiorysu. Co prawda, gdy moja Mamusia zachorowała na tę straszną chorobę byłam dzieckiem, nie zdającym sobie sprawy z tragizmy sytuacji, ale już potem, wiele lat później, z taką chorobą zmagała się bardzo bliska mojemu sercu Ukochana Siostra Ania i dobrze wiem, jaką traumę w związku z Jej chorobą i procesem Jej odchodzenia przeżywała cała najbliższa rodzina, Jej dzieci, ja i jeszcze wiele członków rodziny zaangażowany w ten proces. Czas leczy co prawda rany, ale taka trauma niestety zostawia ślad już na zawsze w sercu, w myślach……
Kiedyś taką straszna chorobą była gruźlica, też dziesiątkowała rodziny, na szczęście wynaleziono odpowiednie leki i co prawda nadal jeszcze jest zagrożeniem, jednak jest już w bardzo dużym stopniu opanowana i nie przynosi tylu tragedii w rodzinach jak dawniej, można ją nawet skutecznie zaleczyć.
Niestety choroba nowotworowa wciąż jeszcze jest trudna do opanowania i chociaż co jakiś czas czytamy rewelacyjne teksty o wynalezieniu odpowiedniego leczenia tej strasznej choroby, niestety nadal pozostawia ona po sobie okrutne żniwo.
Wszyscy wiemy, w jakim bardzo trudnym stanie jest nasza Służba Zdrowia, która nie nadąża z leczeniem chorób naszego społeczeństwa, nie tylko zresztą chorób nowotworowych i każdy dodatkowy grosz, który wpływa do placówek szpitalnych jest skrupulatnie wykorzystywana.
Niestety nakłady na naszą Służbę Zdrowia wciąż są za małe i gdyby nie wydatna pomoc Jurka Owsiaka i Jego Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, sytuacja w naszych placówkach byłyby jeszcze gorsza.
Dlatego naprawdę bardzo serdecznie ja i pewnie nie tylko ja przyjęłam wniosek Senatu o przekazanie sumy prawie dwa miliardów złotych, które miały być przeznaczone na propagandę TVP mogą być przekazane na leczenie onkologiczne.
Niestety głównie pisowski Sejm uznał inaczej, niestety ta ustawa nie przeszła, wniosek upadł, pieniądze, dzięki znacznej przewadze pisowskich posłów zostały przekazane jednak na propagandę TVP, a jedna z posłanek Pisu w geście tryumfu z uśmiechem na twarzy, pokazała opozycji środkowy palec – gest oznaczający słowa Fuck You , co oznaczało między innymi ” no i co wy na to? nic nie możecie, Pis jest wielki i tylko jego ustawy, obojętnie czy są dla Polaków dobre, czy złe będą w Polsce obowiązywały.
Ten obydwa fakty, więc zarówno oddalenie wniosku Senatu, jak i przede wszystkim gest Joanny Lichockiej jest pokazaniem nam wszystkim, jakie naprawdę wartości przedstawia sobą ta partia.
Własne interesy ponad wszystko, bo wiadomo już, że taka spora suma pieniędzy będzie przekazana TVP z przekazem ” macie wszystko uczynić, by Andrzej Duda nie przegrał wyborów.
Już nie wystarczają słowa pogardy, nienawiści, ani hejtowanie, już nie wystarczają czcze obietnice, zresztą budżet państwa jest tak słaby, że niewiele Pis już obiecać Polakom może, teraz Pis idzie już na całość, cokolwiek ta całość miałaby oznaczać.
Bardzo celnie, na pewno z pewna dozą jakże subtelnej złośliwości sam fakt zablokowania tej ustawy ocenił Donald Tuski : „To bardzo subtelna różnica: opozycja chce przeznaczyć dwa miliardy na onkologię, a PiS na nowotwór”, ale przypuszczam, że nawet przez moment nie przypuszczał, że Pis do takiej podłości, jakim był ten tryumf pani Lichockiej się posunie.
Nie było żadnej reakcji ze strony pisowców, no może z wyjątkiem pana Brudzińskiego, któremu w pewnym sensie nie spodobała się reakcja tej pani, ale pewnie tylko dlatego, że zdał sobie sprawę, że może ona bardzo źle wpłynąć na zbliżające się wybory, bo o subtelność, znając jego przeszłość, niestety go nie podejrzewam.
Również i mina Kaczyńskiego świadczyła o tym, że zdaje sobie sprawę z tego, że tym gestem zmarnowali swoje wielkie szanse na pewną wygraną, a to niestety dla obecnego rządu może przynieść tragiczne skutki.
A tak po ludzku mówiąc, sama Joanna Lichocka pokazała, jakim jest człowiekiem, marnym, chamskim, pozbawionym jakichkolwiek uczuć i skrupułów. Typowy aparatczyk, który po trupach do kariery dąży.
Tylko zapomina ta pani o jednym: Pis nie jest wieczne i na pewno tym własnie gestem pozamykała sobie wszystkie drzwi do przyszłej ewentualnej kariery. Nikt nigdzie dla niej miejsca w dziennikarstwie, ani w innej pracy nie znajdzie. Nawet zmuszona do przeprosin starała się winę zrzucić na Platformę, oskarżając ich o hejtowanie i o zakłamywanie prawdy w tym przypadku jej chamskiego gestu.
JOANNO LICHOCKA: TRZEBA BYĆ CZŁOWIEKIEM, A NIE KANALIĄ!!!!!!!
Kiedyś może, gdy zabraknie jej pieniędzy na chleb, tę prawdę ta pani pojmie, tylko wtedy będzie już na wszystko za późno!!
Inny fakt, świadczący o celach obecnego rządu jest zablokowanie odwołania  ministra koordynatora służb specjalnych, szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego.
Jest to następny aparatczyk, potrzebny im do przeprowadzenia swoich dalekosiężnych autorytarnych planów i mimo, że już kiedyś był on skompromitowany i groził mu wyrok Trybunału Stanu, został przez swojego pisowskiego kumpla, Andrzeja Dudę ułaskawiony i znów posadzony został na taki sam jak poprzednio fotel, by bez skrupułów spełniać niezgodne z prawem polecenia swojego Wodza.
Ale taki już niestety jest PIS, mimo, że dużo gada o praworządności i o swojej trosce o dobro społeczeństwa, wszystkie zamysły przeprowadza z myślą o swoich własnych partykularnych interesach, społeczeństwo mając głęboko w czterech literach.
To znaczy, dopóki im jeszcze wyborcy byli potrzebni, kupowali bezczelnie ich głosy, teraz coraz bardziej widać, jakimi przesłankami się kierują.
I coraz większej części społeczeństwa opadają opaski z oczu, myślę, że sam gest pani Lichockiej do końca tych nieprzekonanych uświadomi. OBY!!!!!

Walentynki spędziłam całkiem spokojnie, właściwie całkiem samotnie, chociaż…. był jeden Walenty z walentynkowym prezentem, ale całkiem niespodziewany i właściwe to przyszedł podziwiać moja łazienkę, na szczęście ona mu się podobała.

A dzisiaj wstał już niewalentynkowy, normalny dzień, w dodatku sobota. Zapowiadają pochmurny dzień, ale rano już słonko do mnie zaglądnęło,
To dobrze, nie lubię chmur, bo od razu w mim pokoju robi się ciemno i muszę górne światło zapalać.
Ale trzeba przyznać, że już widać, że dzień robi się dłuższy, no tak, za niedługo wiosna do nas zawita.

Miłej wesołej soboty życzę.
Już chyba są to ostatnie godziny dla tych, co jeszcze są na zimowych wagarach , od poniedziałku wraca całkiem normalny czas, aż do Wielkiej Nocy, już dla wszystkich.
NAJLEPSZEGO !!!!

Szczególny dzień

Dzisiaj jest taki szczególny dzień Dzień Zakochanych, którym patronuje Święty Walenty.
I pomimo, że byłoby co opisywać z politycznych wczorajszych zdarzeń, niezbyt zresztą pochlebnych, odpuszczę sobie, bo nie można byle polityką (a taka niestety ona jest) psuć sobie takiego radosnego humoru, który nas dzisiaj ogarnia.
Bo każdy z nas, czy to młody, czy nieco wcześniej urodzony dzisiaj czuje wszystkie przyjacielskie i sercowe uniesienia i chce kochać i chce wiedzieć, że jest kochany i szanowany.
Zawsze w każdą środę pozostawiam tutaj dla Uleczki różyczki, a dzisiaj dla Was moi Kochani Czytelnicy, dla Każdego z Was osobno, załączam ten piękny Walentynkowy bukiet róż, aby powiedzieć Wam, jak bardzo Was Kocham i jak bardzo dla mnie jesteście ważni.
Dlatego nikogo dzisiaj w moim blogu nie wyróżniam, moje serce bije dla Każdego z Was, chociaż…….. no dobrze, jednak nikogo palcem dzisiaj nie wskażę, a ta Osoba, o której własnie pomyślałam, na pewno dobrze wie, że Ją na myśli miałam.
Walentynki są znane w Europie już od średniowiecza, najprawdopodobniej nawiązują one do starożytnego święta rzymskiego, zwanego Luperkaliami, które obchodzone były ku czci rzymskiej bogini kobiet i macierzyństwa Junony właśnie w dniach 14- 15 lutego.
Do Polski ten zwyczaj przyszedł dopiero w latach 90 – tych poprzedniego wieku (swoja drogą, jak to dziwnie brzmi, poprzedniego wieku, czyli żyjemy w dosyć niezwykłym przełomowym czasie, nie każdemu było to dane) i ……… niejednakowo został on przyjęty, niektórzy sprzeciwiali się amerykanizacji naszego kraju, bo Walentynki głównie kojarzą się nam właśnie z USA, ale najpierw Ci młodzi ochoczo podjęli walentynkowe wyzwanie, a później i ci nieco starsi zauważyli, że bardzo miło jest, gdy ktoś okazuje Ci miłość, szacunek, przyjaźń, gdy okazuje się, że dla kogoś jesteś bardzo ważną osobą.
Pozdrawiam wiec dzisiaj serdecznie każdego z moich Blogowiczów i raz jeszcze powtórzę, że bardzo cieszy mnie każde Wasze odkrycie karty mojego blogu, zawsze pilnie śledzę liczbę wejść na mój blog i zawsze bardzo cieszą mnie Wasze komentarze , no może te oskarżające mnie o polityczną stronniczość trochę może mniej, ale też dają mi powody do zastanowienia się nad swoimi osądami.
Przecież nikt nie jest nieomylny, może nieraz zbyt ostro kogoś oceniłam, ale na pewno nie cierpię kłamstwa, obłudy i chamstwa, nigdy tego tolerować nie będę.
Wesołych Walentynek moi Kochani, bawcie się dzisiaj dobrze i wesoło i pokazujcie najbliższym, że ich kochacie dzisiaj, ale nie tylko dzisiaj, że każdy dzień spędzony z ukochaną osobą, czy z Przyjacielem jest dniem szczęśliwym i jakże nieodzownym w naszym życiu.


BUSY

Dzisiaj od 6.20 rano jestem bardzo zajęta, bo dzisiaj trwa dalszy ciąg programu pod tytułem „Wielkie sprzątanie”, więc nawet czasu na napisanie porannego blogu nie miałam i …nadal go nie mam.
Można powiedzieć, że u mnie już trwają nie tylko poremontowe, ale i przedwiosenne porządki, w każdym kątku wszystko poprzeglądane i poukładane. Oczywiście, że przy udziale Reni, ale i wierzcie mi, ja też miałam co robić.
Ale za to coraz piękniej robi się w moim mieszkanku, teraz pora czekać tylko na gości.
A zresztą i tak zaraz do pracy będę musiała wychodzić, więc po prostu dzisiaj się nie rozpisuję, bo i też wszystko, co miałam na myśli w poprzednich wpisach umieściłam, a nic specjalnie nowego ani u mnie, ani w polityce się nie dzieje. Przynajmniej w tej ostatnich czasach polityka nieco zakleszczyła się w tematach i sobie trwa i trwa, co już pomału przestaje mnie nawet denerwować. Kiedyś ten zwariowany kołowrotek przecież będzie musiał przestać się kręcić.
Pozostaje mi tylko miłego czwartkowego (już) popołudnia życzyć, ze słonkiem, takim, jakie w Krakowie właśnie świeci, chociaż jest ciągle chłodno. No cóż, przecież to dopiero miesiąc luty, jeszcze nie pora na ciepełko.
Wczoraj obliczyłam, że zostało mi jeszcze tylko 70 dni do moich 70 urodzin, czyli teraz mam jeszcze przed sobą tych dni szczęśliwej sześćdziesiątki tylko 69.
No to ALLELUJA I DO PRZODU

Dzień dobry Uleczko :-)

Dzisiaj znów mamy kolejną środę, a więc i następna piękna róża do kolekcji na Ciebie czeka 🙂
No i oczywiście czeka też cała porcja całusków, uśmiechów i pozdrowień, jak to w zwyczaju tego szczególnego dnia tygodnia bywa.
Myślę, że jesteś już u siebie i powróciłaś do swoich codziennych zwyczajów, tzn do spotkań w Fitness Club, a może i nawet już lekkie przebieżki z kijkami urządzasz, chociaż ostatnio wiatr pewnie niezbyt na takie długie spacerki pozwala.
Trzymaj się cieplutko Uleczku, do wiosny już tylko  38 dni, czyli 1 miesiąc i 9 dni, czyli można powiedzieć, że już niedługo zastuka ona do naszych okien, zaświeci słonkiem i powieje ciepłym wiatrem, a ptaszki wesołym kwileniem będą witały każdy dzień budzącej się na nowo przyrody.
Czekamy zatem cierpliwie do 21 marca

Dzisiaj u mnie dzień wielkiego sprzątania po remoncie. Oczywiście przyszła już rano do mnie Renia i ochoczo zabrała się za pracę, a trzeba przyznać, że ma jej sporo, bo mimo, że Wojtek z grubsza sprzątał za sobą każdego przepracowanego dnia, nie mniej pozostałości kurzu osiadłego wszędzie, na podłogach, pod meblami, na oknach, nawet na kwiatkach pozostał.
Jak dobrze, że mam koło siebie taka wspaniałą Renię, bo sama na pewno nie opanowałabym tego poremontowego rozgardiaszu.
Zresztą tak po cichu przyznam się, że wcale nie lubię tak biegać z tymi miotłami i szmatkami, a gdy jeszcze gdzieś trzeba się wspiąć na jakiś mebel, czy sięgnąć wysoko, to już niestety nie dla mnie robota. Dlatego z taką radością co jakiś czas po pomoc Reni sięgam, koniec tematu i kropkę tu stawiam.
Wśród pisiorów wielkie poruszenie, bo opozycja odważyła się wygwizdać prze – jaśnie panującego prezydenta na wiecach w Pucku i w Wejherowie.
A oburzenie pisiorów jest tak wielkie, jak wielka jest ich niepamięć o ich zachowywaniu się na wiecach przedwyborczych przy poprzedniej kampanii, gdy gwizdali i wyzywali prezydenta Komorowskiego, gdy lżyli byłą panią premier Ewę Kopacz, czy gdy na cmentarzu wygwizdali prof Bartoszewskiego.
Wtedy tłumaczyli to słusznym niezadowoleniem elit nie niepopierających ówczesny rząd, teraz uważają, że gdy ten sam proces w drugą stronę jest odwrócony jest to chamski hejt. Ha ha ha, ci, którzy sami hejtowali i do hejtów wręcz nawoływali, nagle czuja oburzenie, gdy ich niesprawiedliwość (według nich) spotyka.
Tak zakłamanego obozu rządzącego dotąd jeszcze nie było.
A co mają powiedzieć Polacy, nazywani gorszym sortem, złodziejami, mordercami, animalnymi ludźmi z dolnej półki i jeszcze więcej takich przezwisk ze strony Pisu, a szczególnie z kryształowych (chociaż bezzębnych) ust samego Prezesa padały????
Teraz ich to boli? a nie czuli bólu, który sami innym zadawali, ba nawet nadal zadając, oskarżając w tej chwili sędziów i polityków opozycji o zdradę państwa.
KIJ ZAWSZE DWA KOŃCE MA, a oni sami te Kije Samobije powołali do walki.
Pewnie, że nie powinno być na takich państwowych uroczystościach żadnych zamieszek, ale Polacy niestety zostali sprowokowani, a nerwy też mają swoją wytrzymałość. I o tym Pis powinien pamiętać, a pan Duda już raczej nie powinien pokazywać się na żadnych wiecach, bo naraża się tylko na takie nieprzyjemności, co wcale nie przeszkadza mu w dalszym szkalowaniu np sędziów, czy nie przeszkadza mu w dalszych kłamstwach i przede wszystkim podnoszenia głosu na Polaków. Tego nie wolno robić nawet prezydentowi.
Czy tabakiera jest dla nosa, czy nos dla tabakiery?
On powinien być przedstawicielem wszystkich Polaków, bez względu na poglądy religijne, etyczne, czy jakieś inne, a nie tylko marnej jej części, by resztę pozwalać sobie obrażać.
Na to nie ma przyzwolenia i Niech się Duda nie zdziwi, gdy już niedługo będzie musiał wyprowadzać się z Namiestnikowskiego Pałacu.
Najwyższa na to pora !!!!!!
A gdy Pis straci prezydenta, już całkowicie spadnie w dół, tym bardziej, że już teraz sondaże Pisu coraz wyraźniej lecą w dół
I CHWAŁA BOGU!!!! – mnie to, przyznam, bardzo cieszy!!!!!

A co słychać z pogodą Ano jest sobie, taka nieco kapryśna, nawet rano śniegiem nieco posypało, teraz słonko świeci……… A to dopiero mamy luty, a przecież dopiero w marcu ma być jak w garncu….. czyli kapryśnie.
No to przyjemnej środy życzę, może zimowej, może wiosennej, kto wie. Grunt żeby tym wiatrem piździć przestało…….

Miś Kudłatek

wspomnienia, wspomnienia, wspomnienia…….
Wczoraj Łukasz przesłał mi zdjęcia listów, które my, dzieci, czyli mój brat Krzysztof, moja siostra Ania i ja pisaliśmy do naszych Rodziców przebywających podczas Świąt Bożego Narodzenia w Paryżu.
Prócz ciepłych słów, przesłaliśmy Im opłatek, którym dzieliliśmy się niestety tym razem na odległość, żałując, że mimo, że święta spędzimy wraz z ukochaną Ciocią Danką, będzie nam, wszystkim bez Rodziców bardzo smutno. Dobrze, że przynajmniej można wtedy było przeprowadzić telefoniczną rozmowę, na która na pewno każdy z nas z bijącym sercem w tę pamiętną Wigilię czekał, żeby chociaż przez moment, chociaż „na słuchawce” mieć Rodziców blisko siebie.
To były bardzo smutne święta, moja Mamusia ciągle poddawana była terapii w paryskim Foundation Curie i nie mogła przerwać kuracji, więc mimo wcześniejszych zapowiedzi moich Rodziców o powrocie na Święta do Krakowa, musieli spędzać je daleko od swoich ukochanych dzieci.
Ale byliśmy wszyscy pełni nadziei, że następne Boże Narodzenie spędzimy już wszyscy razem, w krakowie, niestety, przyszła ta smutna rzeczywistość, choroba nowotworowa mojej Mamusi rozwijała się w takim tempie, że niestety następnych Świąt już nie doczekała, zmarła już w następnym po tych napisanych listach listopadzie.
Co mogła pisać dziewięcioletnia Ewusia do swoich Ukochanych Rodziców: a to, że tęskni, że chciałaby być z nimi, a także opisywała ten smutny dzień Mikołajowy, w który, prócz ołówków i gumki św Mikołaj przyniósł jej w prezencie Misia, którego nazwała Kudłatkiem, bo miał taką miłą, kudłatą sierść.
Na pewno przytulałam go wtedy mocno do swojego serca i myślałam o mojej Kochanej Mamusi, która jest daleko, a do której tak bardzo wtedy pewnie chciałam się przytulić……..
Przyznam się, że popłakałam się wczoraj czytając ten list, zresztą jak i podobne pełne tęsknoty, ale i nadziei listy pisane przez Anię i przez Krzysztofa. Chyba nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy, jaka straszna trauma nad nami wisi.
Krzysztof między innymi opisywał swoją wizytę w Klasztorze na Jasnej Górze, gdzie wraz ze swoją wtedy jeszcze narzeczoną, a potem już żoną Zosią modlił się za zdrowie Mamusi i Jej szczęśliwy powrót do Krakowa, myślę, że mimo, że był już wtedy studentem medycyny, nie dopuszczał do siebie nawet myśli, ze choroba Mamy może tak tragicznie i tak szybko się skończyć.
Ania też bardzo za Rodzicami tęskniła, opisywała przygotowania do świąt , które nasza babcia czyli Tamtamama czyniła, robiąc wspaniałe zakupy, jeszcze wtedy z myślą, że Rodzice zdążą jednak przyjechać.
Jednak decyzja prowadzących terapię mojej Mamusi była nieodwołalna, musieli jeszcze dłużej pozostać, zresztą wtedy były takie czasy, że gdyby Rodzice zdecydowali się chociaż na chwilę wrócić do Polski, już nigdy nie mogliby kontynuować dalszego leczenia w Paryżu, ówczesny rząd na pewno nie wyraziłby zgody na ponowny Ich wyjazd, szczególnie, że już ta pierwsza podróż do Paryża była załatwiana po wielu trudach i interwencjach nawet francuskich lekarzy, którzy uznali terapię Mamusi w Paryżu za nieodzownie potrzebną.
Cóż, to był rok 1959, wtedy granice na Zachód były pozamykane i jakikolwiek wyjazd z Polski, jak widać, nawet w celach leczniczych, był prawie niemożliwy, trzeba było naprawdę wiele trudu zadać sobie, by to można było przeprowadzić.
Na szczęście Tatuś już wtedy był bardzo znaną w kręgu lekarskim osobą i jakoś po wielu tarapatach udało mu się wyjazd do paryskiego Szpitala załatwić, a tam już lekarze czekali na podjęcie terapii. Niestety proces chorobowy Mamusi poszedł już tak daleko, że mimo zastosowania najnowocześniejszej wtedy dostępnej terapii nie przyniosła ona skutku.
Jedynie Tata usłyszał opinię lekarzy, z którymi kiedyś przecież w tymże szpitalu jako asystent pracował : panie kolego, za późno, czemu pan tak późno do nas swoja żonę przywiózł?
Czemu? bo nasz polski rząd długo nie wyrażał zgody na podjęcie leczenia Mamy poza granicami Polski, taka jest prawda. Może gdyby to leczenie w Paryżu nastąpiło wcześniej moja Mamusia miałaby szansę na wyleczenie ?
Nie musiałaby osierocić trójki ukochanych dzieci: 20 letniego Krzysztofa, 17 letnią Anię, czy 10 letnią Ewunię – wszyscy tak bardzo Jej potrzebowaliśmy……
Boże, moja Mamusia miała wtedy tylko 50 lat!!!!!!!!!!!
Dla mojego Taty na pewno była to ogromna trauma, po tylu lekarskich doświadczeniach podczas Jego pracy właśnie w tym Foundation Curie doskonale zdawał sobie sprawę, że pomału zbliża się tragedia, która wkrótce zabierze Jego Ukochaną Żonę, a On niestety pozostaje wobec tej traumy bezsilny!!!!!!
Wyobrażam sobie, co musiał czuć, wiedząc, że niestety nie jest w stanie pomóc swojej Kochanej Żonie, a i Jego dzieci przecież w tym świątecznym czasie, który powinien być taki radosny, są tak bardzo od Nich daleko………
Jak dobrze, że te wszystkie archiwalne, ale jakże piękne listy się uchowały, że zajął się nimi (podobnie jak i innymi naszymi rodzinnymi archiwaliami) Łukasz i teraz stara się je uporządkować i nam je udostępnia.
Wczorajszy dzień był dla mnie takim swoistym powrotem do smutnych, ale jakże pięknych dni mojego dzieciństwa, a symbolem ich pozostanie ukochany Miś Kudłatek.
Dzisiaj znów moi Rodzice, moje Siostry Ania i Kasia, która umarła jako niemowlę i mój Brat Krzysztof są szczęśliwi razem i pewnie czekają, aż dołączy jeszcze do nich ta najmłodsza z rodu – Ewa.
To będzie na pewno bardzo radosne spotkanie, ale na nie jeszcze trochę trzeba poczekać 🙂

A jakie są teraźniejsze wieści? Też niezbyt pomyślne, szalejący orkan Sabina przyniosła w Polsce spore szkody i niestety tragedię, w Bukowinie na wskutek zerwanego przez wichurę życie straciło trzy osoby z jeden rodziny, Mama i dwie córki, ich tata nadal w ciężkim stanie przebywa w szpitalu. Ogromna tragedia, rodzina pojechała na zimowisko i niestety pojechali tam po własną śmierć. Wyobrażam sobie, co przeżywa Rodzina Zmarłych, ile łez po tej tragedii tam poleciało. Jestem z nimi moim sercem i moimi myślami i szanując Ich pamięć nie będę nawet wspominała innych dziejących się niezbyt szlachetnych zdarzeń, wszystko czas kiedyś odmieni.
Czas jest podobno najlepszym lekarstwem, niestety musimy mu dać odpowiedni dystans i po prostu przeczekać.
Nadal niestety wiatr silnie wieje, co utrudnia chyba każdemu z nas życie, ale i ta nieznośna Sabina kiedyś przeminie i znów wrócą normalne, radośniejsze mam nadzieję dni, a może nawet i przyjdzie radosna wiosna, czego Wszystkim z całego serca życzę.

pełna nadziei

Zawsze boję się poniedziałku, bo nie wiem, co on na nowy tydzień za wieści przyniesie.
Ale jestem pełna nadziei, że ten tydzień nie będzie aż taki straszny, chociaż raczej na żadne większe niespodzianki, ani w polityce, ani w prywatnym życiu raczej nie liczę.
Ot, taki tydzień, jak każdy inny.
Chociaż….. pewnie teraz będzie mnie odwiedzało kilka osób, aby podziwiać moje nowe inwestycje w moim mieszkaniu.
Pierwsza przyjdzie oczywiście Renia, która musi doprowadzić po tym remoncie moje mieszkanie do sterylności, bo mimo, co trzeba zaznaczyć Wojtek po sobie sprzątał wszelakie ślady swojej działalności, ale daleko mojemu mieszkaniu jeszcze do doskonałości. Sama też nie podejmuje się takiego wyzwania, jednak co fachowa siła, to fachowa siła, a taką jest właśnie moja Renia.
Muszę zaopatrzyć się w jakieś drobne ciasteczka, abym miała czym swoich gości do kawusi ugościć. A przecież gość w dom, to Bóg w dom, więc będę na swoich gości czekała i mile witała.
A co ciekawego jeszcze słychać?
No cóż, zgodnie z moimi przewidywaniami nasz polski film „Boże Ciało” nie dostał Oskarowej Statuetki, otrzymał ją wraz z jeszcze kilkoma innymi statuetkami koreański film Parasite, a ewenementem jest to, że został on uznany najlepszym filmem, za co również statuetkę otrzymał, a nigdy do tej pory takiego wyróżnienia nie dostał.
Nasz polski film również był przyjęty z bardzo dużym zainteresowaniem, zwłaszcza, ze dotyczy on spraw tak wciąż bardzo w Polsce aktualnych, pewnego rodzaju rozdarcia społeczeństwa i podjęciem próby jego zespolenia.
Nie oglądałam co prawda jeszcze tego filmu, ale na pewno warto będzie ten obraz oglądnąć , może przyniesie on nieco inne spojrzenie na obecną polityczną sytuację,może znajdzie się ktoś kto skutecznie podejmie trud połączenia zwaśnionych Polaków.
Dostałam od Łukasza do spełnienia bardzo ważne zadanie: otóż Łukasz zajął się śledzeniem historii naszego rodu, a ponieważ w tej chwili jestem właściwie jednym z najstarszych jego członków, poprosił mnie, abym zaczęła spisywać wszystkie zapamiętane przeze mnie zdarzenia z dziejów naszej rodziny, co nie jest wcale łatwą sprawą, wydaje mi się, że nie wiele pamiętam z zamierzchłych czasów, chociaż czasami nawet pozorne drobnostki mogą mieć w historii dziejów rodu pewne znaczenie.
Wciąż obiecuję sobie, że za to się zabiorę i……… nie bardzo wiem w jaki sposób to rozpocząć. Ale dobrze, że Łukasz tak zaangażował się w tę sprawę, bo najmłodsze pokolenie nawet nie ma pojęcia kim był na przykład Adzik, tak bardzo związana osoba z naszą rodziną, ukochana niania mojej Mamy i Cioci Danki no i także ukochana niania ich dzieci czyli moja, mojego rodzeństwa i mojego Kuzynostwa. Kilka razy już w swoim blogu wspominałam o Pannanusi, jak nazywały ją nasi rodzice, a dla nas była ona ukochanym legendarnym Adzikiem, chciałabym, by jej legenda przetrwała następne jeszcze pokolenia, bo chociaż Jej nie znali, ale naprawdę była bardzo silnie związaną z nami wspaniała osobą, o której ślad całkowicie zaginać przecież nie może.
To tyle na dzisiaj, na razie zajęta jestem służbowymi sprawami, (zamówienia potrzebnych mi do badan rtg atrybutów) więc więcej czasu blogowi poświęcić dzisiaj już nie mogę życzę miłego poniedziałku i fajnego tygodnia.