
Wczoraj znów zakochałam się w Zelduni.
To wcale nie znaczy, że wcześniej kochałam ją mniej, ale za każdym razem, gdy ją widzę, moje uczucie do niej jeszcze bardziej rośnie.
Wczoraj z Zeldą, z jej rodzicami i z Mią spędziliśmy cudowne popołudnie w moim Parku.
Oczywiście Zeldi przywitała mnie swoim uśmiechem od ucha do ucha, wcale się nie bała siedząc na moich kolanach, chociaż wcale tak często mnie nie widuje.
Widocznie w genach swojego taty ma powielany przekaz: przecież to jest moja kochana ciocia (prababcia) Ewa 🙂
Pogoda była wprost urocza, zachęcająca do takiej letniej przygody.
Oczywiście najbardziej Zelduni podobały się pływające po stawku kaczuszki. Chyba ma coś ze mnie w tej materii 🙂
Ale również i inne zabawy bardzo się jej podobały, Jest co prawda jeszcze za mała, aby jeździć na dużej karuzeli na placu dla dzieci, ale bardzo spodobało się jej zjeżdżanie wspólnie z Mią ze zjeżdżalni, wcale się nie bała, nawet potem ciągła tam jeszcze swojego tatę Ksawra, pokazując paluszkiem na zjeżdżalnie i mówiąc „tam”, oczywiście zakochany tata uległ swojej córce i tam poszli raz jeszcze, czy miał zresztą jakieś inne wyjście ??????
Zresztą Zeldunia to bardzo odważna dziewczynka, nawet psa, który do niej poszedł, by ją powąchać, też się wcale nie bała.
Oczywiście nie obeszło się bez małego poczęstunku na trawie, Mia i Ksawery przynieśli z pobliskiej knajpki same smakołyki, ale najbardziej Zelduni smakowały oczywiście frytki, pałaszowała je ze smakiem obydwoma rączkami.

Taka mała, a już wie, co jest dobre.
A może to takie rodzinne skłonności do pałaszowania może niezbyt zdrowych, ale jednak pysznych rzeczy?
Ale mam nadzieję, że mimo to, nigdy nie osiągnie wagi swojej Cioci PraBabci, jest na to za bardzo ruchliwa, pełno jej wszędzie.
Co prawda jeszcze sama nie chodzi na dwóch nóżkach, ale to kwestia tylko tygodni, na razie bardzo szybko i chętnie przemieszcza się na czworakach.
Chociaż wczoraj na placu zabaw spotkałyśmy chłopczyka o dziewięć dni młodszego od Zeldy, który już samodzielnie sobie po placyku maszerował.
No cóż, jeszcze chwilkę musimy na te jej pierwsze kroki cierpliwie poczekać.
Czyli raz jeszcze doznałam radości z posiadanego koło mojego domu Parku, w którym tak miło z moją kochaną rodzinką mogłam spędzić wspólne chwile.
I to są własnie te momenty w moim życiu, w których czuję prawdziwą radość, prawdziwe szczęście, prawdziwe wzruszenie z tego, że oni wszyscy są tak blisko, że nie zapominają…….
A gdy oni już sobie poszli do domu, chwilkę sobie jeszcze samotnie na ławeczce posiedziałam i wspominałam pewien spacer sprzed roku, gdy malutką, z miesięczną Zeldunią, jeździłam z wózkiem, który ja dumnie wtedy pchałam prze siebie.
Rok szybciutko mija, pewnie w przyszłym roku, gdy Zeldunia będzie nieco starsza, już obie będziemy mogły urzędować w ogródku dla dzieci, gdzie są zjeżdżalnie i karuzele, gdzie będziemy mogły lepić sobie babki z prawdziwego piasku.
Już nie mogę tego dnia się doczekać.
Które to już pokolenie, które „przechodzi” przez moje ręce ?…. trzecie, najpierw były dzieci Ani i Krzysztofa, potem ich wnuki, a teraz pora na prawnuki.
A ja zawsze pozostawałam tą dobrą Ciocią Ewą………… przynajmniej tak mi się wydaje, skoro te trzy kolejne pokolenia mojego rodzeństwa mnie kocha i o mnie myślą.
Nie mam swoich własnych dzieci, wnuków, prawnuków, ale mam ich wszystkich i całe szczęście, że ich mam.
A dzisiaj wstała kolejna morderczo gorąca niedziela.
Dzisiaj i jutro znów ma być apogeum wysokiej temperatury, zwłaszcza na Dolnym Śląsku, gdzie temperatura ma przekraczać 35 stopni, a tam akurat wybrał się na wakacje z rodziną mój internetowy kolega Grześ. Okropnie będzie im tam dzisiaj i jutro gorąco, zwłaszcza, że oni są nastawieni na zwiedzanie różnych fajnych zakątków dolnośląskiej krainy
A i W krakowie nie będzie wcale lepiej, tu temperatura też przekroczy 30 stopni, a dzisiaj akurat odbywa się w Krakowie Międzynarodowa Wystawa Psów Rasowych, w której również bierze udział nasza Abrusia.
Pierwotnie zamierzałam nawet iść tam jej trochę pokibicować, jednak ta wysoka temperatura zdecydowania ochłodziła mój zapał, będę jej kibicowała na odległość.
Swoją drogą, biedne te pieseczki, w takim upale po ringu biegać i w dodatku świetnie na nim się reprezentować, to nie lada sztuka,
Mam nadzieję, że sędziowie kynologiczni dzisiaj nie będą tacy surowi i troszkę odpuszczą tym biednym pieskom ganianie po ringu i że nasza Abra sprosta wystawowym wymogom i pokaże, jaka jest piękna.
Dobrej i wspaniałej niedzieli moi Kochani, pełnej fajnych miłych niespodzianek i samych radosnych godzin